Rozdział 7

Rozdział 7

Stawiane w pośpiechu znaki były wykonane dłonią mojej matki. Już sam ich widok wystarczył, by z oczu pociekły mi łzy.

Moja najdroższa Saki,

Piszę ten list, będąc przekonaną, że zdołałaś bezpiecznie dotrzeć do Świątyni Czystości.
Pomimo, że nie mam pojęcia jak mogło dojść do obecnej sytuacji, wiem, że wielu ludzi poniosło śmierć z rąk Bestii, która nawiedziła nasz dystrykt. Musimy teraz zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby ją powstrzymać, dlatego postanowiliśmy wrócić do wioski. To nasz obowiązek, nawet, jeśli będziemy musieli tam zginąć. Mówi się, że wiedza jest potęgą i to właśnie ona jest niezbędna by pokonać Bestię. Jako opiekunka biblioteki, przekazuję Ci teraz swoją wiedzę.
Nie idź za nami. Zrobimy wszystko, żeby zatrzymać Bestię, ale w razie, gdyby nam się nie udało, jest zadanie, które musisz wykonać.
Informacje, które zamierzam tu zawrzeć zostały zaklasyfikowane do klasy czwartej, kategorii trzeciej, określanej mianem „katastrofalnej”. Z tego powodu muszę Cię prosić, żebyś spaliła ten list zaraz po tym, kiedy go przeczytasz. Nie pozwól, żeby osobiste sentymenty wzięły nad Tobą górę. Miej na uwadze dobro dystryktu. Nie zapominaj, że wybrała Cię Tomiko-sama.
Pamiętasz, co mówiłam o broniach masowego zniszczenia na spotkaniu Rady Bezpieczeństwa?
Był taki czas, gdy cały świat naszpikowany był bronią, mogącą w jednej chwili zniszczyć całą ludzkość. Większa jej część została zniszczona, a upływ czasu obrócił w proch resztę. Mówiłam, że superbomby kasetowe mogą nadal istnieć, jednak nawet jeżeli tak jest, nie wyobrażam sobie, żeby wciąż były zdatne do użytku.
Jednakże, kiedy szukałam informacji na temat bomb, natknęłam się na inny raport. Zgodnie z jego treścią, istnieje jedna broń, która mogła przetrwać tysiąc lat aż do dnia dzisiejszego. Jak na ironię, jest to oręż stworzony przez tych nieobdarzonych mocą, dzięki któremu mieli oni zmieść z powierzchni Ziemi użytkowników cantusu. Nosi odrażające miano Psychobójcy.
Psychobójca został opracowany przez Amerykanów i w sekrecie sprowadzony do Japonii przez stacjonujących tu żołnierzy.

Dalszy fragment listu był zatytułowany „Tokio” i wypełniony podobnymi do mantr napisami, poprzedzielanymi gdzieniegdzie przez liczby. Nie do końca rozumiałam, czym miałby być Psychobójca.

Saki-chan, jestem pewna, że wiesz już, dlaczego potrzebujemy tej przerażającej broni.
Nie możemy zabić Bestii cantusem.
W przeszłości, kiedy Bestie pojawiały się w ludzkich osadach, zawsze zostawiały za sobą rzeki krwi i góry ciał zalegające na ulicach. Być może Bestie należy postrzegać, jako karę za zbiorowe grzechy. W takim przypadku nie możemy zrobić nic, żeby na dobre się ich pozbyć.
Po przeanalizowaniu licznych opisów dawnych incydentów, dochodzę do wniosku, że ludzie żyjący w każdej epoce muszą stawić czoła własnym Bestiom. Niektórych z tych przypadków nie potrafię wytłumaczyć inaczej, jak boską interwencją. Dla przykładu, pewnego razu kiedy ludzie zburzyli kilka budynków, chcąc w ten sposób stworzyć barykady, spowalniające Bestię, jeden zabłąkany pręt zbrojeniowy zrykoszetował, trafiając wprost w jej klatkę piersiową i zabijając ją na miejscu. Ci, którzy zniszczyli budynek zmarli oczywiście z powodu śmiertelnego sprzężenia zwrotnego, ale ocalili w ten sposób wiele istnień.
Wszystkie próby odwzorowania tamtego zdarzenia skończyły się jednak fiaskiem. Osoby, które próbowały celowo burzyć budynki stojące w pobliżu Bestii były unieruchamiane przez mechanizm kontroli ataku. Podejmowano też próby ukrycia intencji morderstwa poprzez odurzanie alkoholem bądź narkotykami, ale, niestety, żaden z tych sposobów nie odniósł skutku. Nieważnie, jak usilnie staramy się oszukać własną podświadomość, jest to dla nas praktycznie niewykonalne.
Mimo to, ostatni zarejestrowany incydent daje nam pewną wskazówkę, która może naprowadzić nas na rozwiązanie problemu. Dwieście pięćdziesiąt lat temu, Bestia, K, zginęła dzięki bohaterskiej postawie pewnego lekarza. Wstrzyknął on chłopcu zabójczą mieszankę leków. Pomimo, że chwilę później doktor sam umarł z ręki K, Bestia również nie przeżyła.
Nie wiem, co stałoby się z lekarzem, jeśli K by go nie zabił. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że zadziałałoby śmiertelne sprzężenie zwrotne. Istotniejszy jest jednak sam fakt, że doktor w jakiś sposób był w stanie pozbawić życia K.
Nie mam pojęcia, do jakiego stopnia był świadomy, że podaje chłopcu truciznę. Samo pisanie tych słów napełnia mnie przerażeniem, ale wierzę, że w pewnych, określonych warunkach wciąż mamy możliwość odebrania życia innemu człowiekowi metodami, które nie wymagają użycia cantusu.
Jak można się spodziewać, zapiski mówią, że próby wykorzystania w tym celu łuków czy strzelb były skazane na porażkę. Dzieje się tak dlatego, że nie można użyć tego rodzaju oręża bez jasno określonej intencji zabicia wroga.
Nie dotyczy to jednak broni masowego zniszczenia wynalezionych przez starożytną cywilizację. Jedno naciśnięcie guzika wystarczało, żeby zginęły setki tysięcy ludzi i, choć można w logiczny sposób pojąć konsekwencje takiego działania, nie ma się wrażenia, że robi się to naprawdę. Innymi słowy, można w ten sposób przełamać barierę świadomości i odrazy przed zabijaniem, umożliwiając człowiekowi popełnienie masowego morderstwa.
Psychobójca również jest uznawany za broń masowej zagłady, ale działa na mniejszą skalę i jest przystosowany raczej do cichych zabójstw i aktów terroryzmu. Tak czy inaczej, korzystanie z niego nie wzbudza w użytkowniku poczucia, że zabija on innego człowieka, więc z ogromnym prawdopodobieństwem nie uruchomi mechanizmu kontroli ataku. Przypuszczalnie można uniknąć w ten sposób również skutków śmiertelnego sprzężenia zwrotnego.
Być może broń tak okrutna jak Psychobójca zdoła ocalić tysiące ludzi jak błogosławiony deszcz, przychodzący po długiej suszy.
Znamy dokładną lokalizację miejsca, w którym był on przetrzymywany. W normalnych okolicznościach nie mielibyśmy możliwości się tam dostać, ale jeśli zdołasz jakoś aktywować przedmiot, który znajduje się w pudełku, powinien być on w stanie zaprowadzić Cię do celu.
Saki-chan, posiadasz rzadką i bardzo cenną cechę. Jeśli miałabym określić ją jednym słowem, powiedziałabym, że to siła. Nawet kiedy płaczesz i tracisz nadzieję, nie można Cię złamać. Bez względu na wszystko, wykonasz każde zadanie, które zostało Ci powierzone. Zawsze to w Tobie dostrzegaliśmy, a Tomiko-sama w pełni się z nami zgadzała.
Jeśli Psychobójca istnieje, jestem pewna, że go odnajdziesz. Proszę, użyj go, żeby ocalić życie mieszkańcom dystryktu.
Kochamy Cię z głębi naszych serc i zawsze będziemy z Tobą, nieważne, dokąd się udasz.

Twoja kochająca matka,
Mizuho

Kiedy skończyłam czytać list, zaniosłam się płaczem.
Przekazałam kartkę Satoru, spoglądającego na mnie z niepokojem, a potem otworzyłam pudełko.
Znajdujący się w środku obiekt miał około pięćdziesięciu centymetrów długości i przypominał jakiegoś morskiego skorupiaka. Na grzbiecie miał pancerzyk z równoległych, nakładających się na siebie płyt, ozdobionych wzorem z ciemnoniebieskich pasków.
– To fałszywy minoshiro… – wyszeptał zaskoczony Satoru.
Wyglądał inaczej niż ten, którego kiedyś spotkaliśmy, ale wykazywał do niego pewne podobieństwo. Nie miał jednak ani jednego czułka i w ogóle nie przypominał prawdziwych minoshiro. Nazwałabym go podwójnie fałszywym minoshiro albo może kopią fałszywego minoshiro.
– On wciąż działa? – spytałam, przecierając oczy.
– Sam się zastanawiam. W pudełku jest jakaś kartka. Może to instrukcja obsługi albo coś w tym rodzaju.
Wyjęłam arkusz papieru i rozłożyłam go. Był cały pożółkły ze starości i zapełniony dziwnymi, kanciastymi kanji. Zawierał wyjaśnienia, w jaki sposób należy używać podwójnie fałszywego minoshiro.

11 kwietnia, rok 129. Przedmiot odzyskany z podziemnego magazynu nr 4 w wykopaliskach u podnóży góry Tsukuba.
Nazwa modelu: Autonomiczne Archiwum Słoneczne Toshiba, wersja SP-SPTA-6000.
Instrukcje użytkowania i porady:

① Przed uruchomieniem jednostki, należy umieścić ją w nasłonecznionym obszarze celem naładowania baterii. Po długim okresie bezczynności minimalny czas ładowania wynosi sześć godzin w pełnym słońcu. Długotrwałe używanie jednostki w zacienionych pomieszczeniach może doprowadzić do całkowitego rozładowania baterii.

② Żeby przełączyć jednostkę z powrotem w tryb czuwania, należy wydać jej komendę głosową, upewniwszy się wcześniej, że świeci się dioda wskaźnika aktywności. Następnie należy umieścić jednostkę w ciemnym pomieszczeniu.

③ Po przełączeniu w tryb aktywności, jednostka wykonuje polecenia słowne, jednak przy dogodnej okazji może podjąć próbę użycia hipnozy świetlnej w celu ucieczki. W stosunku do jednostki należy zachować wyższą ostrożność niż wobec dzikich zwierząt.

④ Jednostka została wykonana z długotrwałych i odpornych na działanie czasu materiałów, jednak osiągnęła już kres swoich zdolności autoregeneracji. Ze względu na wiek modelu, części zamienne prawdopodobne nie są już dostępne.

⑤ Obwód elektryczny wydaje się przerwany w pewnym miejscu. Naprawa jest niemożliwa. Kiedy jednostka zacznie nieprawidłowo funkcjonować, należy tymczasowo ją wyłączyć, żeby zapobiec przegrzaniu.

⑥ Większość zawartych w jednostce informacji należy do klasy czwartej, więc podczas jej używania należy zachować najwyższą ostrożność. Zgodnie z postanowieniem Komisji Etyki wszystkie autonomiczne archiwa powinny być niszczone natychmiast po odkryciu, więc istnienie tej jednostki powinno pozostać ścisłą tajemnicą personelu biblioteki.

– Rok 129 był ponad sto lat temu. Naprawdę wątpię, że on wciąż działa – powiedział Satoru.
– Wystawmy go na słońce i się przekonajmy.
Maszyna najprawdopodobniej spędziła ponad sto lat ukryta w ciemnych magazynach biblioteki. Moja matka poświęciła cenny czas na odnalezienie urządzenia i wzięła je ze sobą, uciekając do świątyni, więc oczekiwałam, że nie może być ono całkiem bezużyteczne.
Pożyczyliśmy od Jakujou metalową klatkę, do której włożyliśmy podwójnie fałszywego minoshiro a następnie zostawiliśmy ją w najbardziej nasłonecznionym punkcie przyświątynnych terenów. Prawdopodobnie do zmierzchu pozostało akurat tyle czasu, by maszyna zdążyła w pełni się naładować. Tylko bogowie wiedzieli, czy rzeczywiście będzie nadawała się do użytku.

– Tędy.
Spojrzeliśmy podejrzliwie w kierunku, który wskazywał Jakujou. To była ogromna skalna jaskinia we wnętrzu wzgórza, na którym stała świątynia. Wejście do groty zagradzała krata z masywnych, drewnianych prętów. Nie mogło ulegać wątpliwości, że są to lochy.
– Dlaczego tutaj? – spytał Satoru, marszcząc brew.
– Nie mogliśmy pozwolić obcogatunkowcowi przebywać w pomieszczeniach dla gości. Zwłaszcza teraz, gdy rebelia dziwoszczurów pochłonęła tak wiele ofiar.
– Ale Kiroumaru to generał kolonii Olbrzymich Szerszeni i jest lojalny w stosunku do ludzi, nie wspominając już o tym, że ocalił życie Inuiemu. Przetrzymywanie go tutaj jest… – Zabrakło mi słów.
– Komisja Etyki wysłała nam rozkaz unicestwienia każdego dziwoszczura, niezależnie od kolonii, z której pochodzi. Te stwory są bardziej niż szczęśliwe, kiedy mogą dopuścić się zdrady, widząc, że szale zwycięstwa przechylają się w przeciwną stronę – odparł Jakujou, otwierając wrota.
Ton jego głosu sugerował, że samo darowanie życia Kiroumaru uważa za akt ogromnej łaski.
W ciemnym lochu było gorąco i duszno.
– Spójrz, Kiroumaru. Masz gości, którzy zechcieli przyjść aż tutaj, żeby się z tobą zobaczyć – powiedział Jakujou.
W odległym końcu celi poruszył się duży, ciemny kształt. Sufit pomieszczenia był zbyt niski, żeby więziona istota mogła się wyprostować, więc podpełzła w naszym kierunku na czworakach. W okamgnieniu rozpoznałam w niej Kiroumaru. Nie mogłam z niczym pomylić tych błyszczących, zielonych oczu i skomplikowanych tatuaży, zdobiących jego pysk. Jak na dziwoszczura był wyjątkowo rosły, a jego twarz miała charakterystyczne, wilcze rysy. Mocno zmizerniał, w miejscu jednego z jego oczu widniała wielka szrama a całe ciało pokrywały mu niezagojone rany.
Kiedy szedł w naszą stronę usłyszeliśmy szczęk łańcuchów, którymi był skuty.
– Dziękuję, że przybyliście. Jest mi wstyd, że muszę powitać was w tak obskurnym miejscu.
Nawet wtedy ton jego głosu pozostał niezmienny – dumny i lekko cyniczny.
– Jestem Saki Watanabe. Pamiętasz mnie? A to jest Satoru Asahina…
Odwróciłam się do Jakujou, nie mogąc już dłużej patrzeć na to, jak postąpiono z Kiroumaru.
– Takie traktowanie nie jest niczym usprawiedliwione. Przynajmniej go rozkuj! – krzyknęłam.
– Ale nie mamy zgody Zwierzchnika i…
– Teraz w najlepsze trwa rytuał, prawda? Później spytamy się o zgodę – powiedział Satoru zdecydowanym tonem, rozrywając cantusem łańcuchy, pętające nogi Kiroumaru.
– Będą z tego kłopoty. Nie powinieneś był tego robić – rzucił rozgoryczony Jakujou.
Zignorowaliśmy go.
– Dobrze pamiętam was obu. Znam pannę Saki Watanabe z Sekcji Kontroli Obcogatunkowców, ale kiedy ostatni raz widziałem Satoru Asahinę, był on jeszcze niewinnym chłopcem. Wyrosłeś na przystojnego mężczyznę.
Kiroumaru podszedł do nas, mrużąc oko, oślepione światłem wpadającym z zewnątrz.
– Przepraszamy, że tak cię potraktowano… I dziękujemy za uratowanie Inuiego.
Dziwoszczur uśmiechnął się szeroko.
– Och, proszę. To była naturalna reakcja. Jak więc zamierzacie pokonać Bestię? – spytał, przechodząc wprost do sedna.
– Obcogatunkowcy nie mają prawa mieszać się do naszych spraw! Znaj swoje miejsce! – warknął Jakujou, ale Kiroumaru udał, że go nie usłyszał.
– Bestia wybiła wszystkich moich najlepszych żołnierzy – zwrócił się do nas. – Chłopak zatrzymał w powietrzu nasze strzały i, wykorzystując cantus, wyrwał nam z rąk oręż. Byliśmy bezbronni. Mimo, że to tylko dziecko, muszę przyznać, że należy się go bać.
– Co stało się później?
– Pomimo, że ten chłopiec mógłby zabić nas wszystkich w ułamku sekundy, najwyraźniej bawiło go, kiedy się z nami drażnił. Moi nieustraszeni wojownicy byli przed śmiercią, przebijani strzałami, cięci ostrzami i torturowani – powiedział Kiroumaru tym samym, niezmiennym tonem.
– Ale tobie nic się nie stało.
Widok jego pustego oczodołu uświadomił mi, jak bardzo nietaktowne było to stwierdzenie.
– Muszę przyznać, że fakt, iż zdołałem uciec to prawdziwy cud. Moi elitarni żołnierze natarli na Bestię zwartym szykiem, żeby umożliwić mi odwrót, jednak ich miecze zostały wyrwane im z dłoni, jakby przyciągnięte ogromnym magnesem. Walczyli za pomocą własnych zębów i pazurów. Zdążyłem kątem oka zobaczyć jak umierają, siekani na plasterki, kiedy przebiegłem obok nich, mijając Bestię może w odległości dwudziestu metrów. Udało mi się jakoś dostać do tunelu. Musiały czuwać nade mną niebiosa.
– Rozumiem… Bestia zaatakowała również nasz dystrykt. Nie martw się, pomścimy twoich żołnierzy.
– Ale bogowie… ludzie nie mogą używać cantusu przeciwko własnemu gatunkowi, nie mylę się? Jeśli tak, to jak chcecie rozprawić się z Bestią?
– Skąd o tym wiesz? – wtrącił się zdumiony Jakujou.
– Bogowie nie doceniają naszej inteligencji. Wśród mojego ludu to powszechna wiedza. Ten podły drań Yakomaru oczywiście również to wie. Jestem pewien, że oparł na tym fakcie całą swoją strategię – odparł Kiroumaru, nadal nie zaszczycając Jakujou spojrzeniem.
– Kiroumaru, jak według ciebie moglibyśmy pokonać Bestię? – spytał Satoru, prawdopodobnie przypuszczając, że tak wsławiony dowódca będzie miał w zanadrzu jakieś pomysły.
– Jeśli nie możecie użyć cantusu, pozostają jedynie tradycyjne metody walki mojego ludu. Strzelby, zatrute strzałki, łuki i strzały… Żołnierze Łowików jednak nieustannie chronią i osłaniają Bestię, więc to również nie będzie łatwe.
Tak jak się spodziewałam, nie istniało żadne magiczne rozwiązanie.
– W porządku. Mam wobec tego inne pytanie. Udajemy się do Tokio. Wiesz cokolwiek, co mogłoby nam się tam przydać?
Jedyne oko Kiroumaru rozszerzyło się ze zdumienia.
– Ani bogowie ani moi pobratymcy nie zapuszczają się do tego przeklętego miejsca. Z tego co mi wiadomo, nie ma tam też żadnych kolonii.
– Słyszeliśmy, że w wyniku starożytnych wojen tamtejsza ziemia i woda zostały skażone. Czy to prawda? – spytałam.
– Duże połacie terenu w rzeczy samej pozostają jałowe. Możliwe też, że nadal można się tam natknąć na szkodliwe substancje.
– Czy to prawda, że toksyczne wyziewy i promieniowanie wciąż zabiją na miejscu każdego, kto postawi tam stopę?
– Nie, to tylko plotka – uśmiechnął się Kiroumaru. – Każdy trujący gaz rozwiałby się po tak długim czasie. Jeśli chodzi o radioaktywne materiały, okres półtrwania izotopu plutonu-239 wynosi dwadzieścia cztery tysiące lat, ale nie wydaje mi się, żeby promieniowanie było tak silne, by mogło stanowić zagrożenie dla życia.
– Skąd to wiesz?
– Ponieważ już raz tam byłem. Oczywiście nie spożywałem żadnego pokarmu ani nie piłem wody z tamtego obszaru, ale przez całą dobę chodziłem po Tokio, oddychając tamtejszym powietrzem i nie zaobserwowałem żadnego negatywnego wpływu tej wyprawy na moje zdrowie.
Spojrzeliśmy na siebie z Satoru. Czy to był znak dany nam z niebios? Kiroumaru zdawał się czytać nam w myślach.
– Nigdy nie zapominam geografii miejsc, które odwiedziłem. Bardzo was proszę, pozwólcie mi być waszym przewodnikiem.
– Nie możecie wierzyć w żadne słowo tego stwora! Obcogatunkowiec to obcogatunkowiec. Nigdy nie wiadomo, co może planować pod tą przykrywką lojalności – ostrzegł nas naprędce Jakujou.
– Możesz wątpić w moje oddanie. Uwierz jednak, że nienawiść, jaką czuję do Yakomaru jest cholernie prawdziwa. Ten bydlak uwięził moją królową i nie mam wątpliwości, że została potraktowana tak samo źle jak ja. Nieważne, co stanie mi na drodze, rozerwę Yakomaru na kawałeczki i uratuję swoją panią. Jedynie to trzyma mnie teraz przy życiu – odparł Kiroumaru z ognistym błyskiem w swoim zielonym oku. – Pomimo, że powiedziałem przedtem, że nie miałem żadnych problemów ze zdrowiem, musicie wiedzieć, że co trzeci z towarzyszących mi żołnierzy zginął lub został poważnie ranny. W tamtej mrocznej krainie wciąż czai się wiele zagrożeń. Pójście tam bez przewodnika byłoby samobójstwem, nawet dla bogów.
Jakujou wciąż zaciekle protestował, jednak już dawno przestaliśmy go słuchać. Mieliśmy zadanie do wykonania i myślami byliśmy już zupełnie gdzie indziej – w niebezpiecznej ziemi zwanej Tokio.

Nawet po sześciu spędzonych na słońcu godzinach, podwójnie fałszywy minoshiro nie wykazywał oznak życia.
– To niedobrze. Jeśli to coś nie zadziała, nie będziemy mieli pojęcia, dokąd powinniśmy iść – westchnął Satoru. – Nawet mimo tego, że mamy adres, wciąż brakuje nam mapy z odpowiedniej epoki.
– Naładujmy go ponownie jutro. Bądź co bądź, przez ponad sto lat znajdował się w stanie uśpienia. Ważniejsze jest to, byśmy jak najszybciej stąd wyruszyli.
Dotknęłam podwójnie fałszywego minoshiro. Był ciepły od przebywania na słońcu, ale nic nie wskazywało na to, żeby miał zamiar się włączyć.
– W porządku. Już prawie zmierzcha, więc odbite od wody światło ukryje nas nawet lepiej niż całkowite ciemności.
Po tym jak się najadł i umył, Kiroumaru zdawał się być w znacznie lepszym nastroju. Nie mógł wyruszyć bez odzienia, więc otrzymał jedną z mnisich szat. Wyglądał w niej jak kapłan jakiegoś demonicznego kultu.
– Jak niby mamy sterować tym czymś? – spytał Inui, patrząc na dziwaczny pojazd zadokowany w przyświątynnej przystani.
Kiedy zobaczyłam namalowaną na burcie nazwę Muou no Rigyo¹, uświadomiłam sobie, że to jakiś rodzaj łodzi. Miała około pięciu metrów długości i nieco przypominała dwie łódki, połączone ze sobą dnami. Była też wyposażona w zamykany dach, dzięki któremu woda nie mogła dostać się do jej wnętrza. Kiedy cała nasza czwórka, czyli troje ludzi i jeden dziwoszczur weszła do środka, byliśmy ściśnięci jak sardynki w puszce.
– Jedna osoba patrzy przez przednią szybę i pełni rolę pilota, podczas gdy dwie kolejne sterują zewnętrznymi kołami łodzi – wyjaśnił Jakujou.
Zewnętrzne koła przypominały kształtem niewielkie turbiny wodne, a ich osie na wylot przebijały kabinę, dzięki czemu można było obracać nimi z wnętrza pojazdu przy pomocy sterów. Te były jednak z kolei otoczone szklanymi bańkami, które miały stanowić ochronę przed zamoknięciem, więc jedynym sposobem na ich kontrolowanie było używanie cantusu. Żeby przemieścić się w przód lub w tył, należało zakręcić kołami w pożądaną stronę, natomiast skręcało się poprzez obrócenie ich w przeciwstawnych kierunkach.
– To własność świątyni i jedyna łódź podwodna w dystrykcie. Jej pierwotną funkcją było umożliwienie prowadzenia pomiarów koryta rzeki, jednak służy także jako pojazd do ewakuacji Zwierzchnika i innych wysokich rangą mnichów podczas sytuacji kryzysowych. Biorąc jednak pod uwagę obecne okoliczności, udzielamy wam specjalnego pozwolenia na jej…
– Jakujou, niezmiernie doceniam to, co dla nas zrobiłeś – przerwał mu uprzejmie Satoru. – Żałuję, że nie możemy osobiście podziękować Naczelnemu Mnichowi Mushinowi i Zwierzchnikowi Gyoushy. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś zechciał przekazać im nasze podziękowania.
– Czy naprawdę musicie wyruszyć już teraz? Wiem, że prawdopodobnie jestem męczący, ale nalegam, żebyście jeszcze raz to przemyśleli. Branie ze sobą tego obcogatunkowca to szaleństwo.
– Nie mamy obecnie wielkiego wyboru. Musimy chwytać się każdej możliwej metody.
Załadowaliśmy na pokład pudło z podwójnie fałszywym minoshiro, trochę ubrań na zmianę i inne niezbędne przedmioty, po czym odpłynęliśmy, przepełnieni niepokojem. Usiadłam z przodu, biorąc na siebie nawigowanie. Satoru sterował prawym kołem, natomiast Inui – lewym. Płynąc przez prowadzący do świątyni kanał pozostawaliśmy wynurzeni. Jakujou otworzył ukryte w trzcinowej gęstwinie wrota, które powoli zamknęły się za nami, kiedy znaleźliśmy się na wodach rzeki Tone. Po raz ostatni widziałam wtedy Świątynię Czystości.
Kiedy zamknęliśmy dach i zaczęliśmy się zanurzać, w kabinie zapanowały totalne ciemności, więc na początku nie byłam w stanie poprawnie jej pilotować. Na domiar złego ruchy kół nie były zsynchronizowane, więc łódź przemieszczała się zygzakiem, szurając po dnie. Mimo wszystko zdołaliśmy przemierzyć w ten sposób spory dystans, uderzając po drodze w kilka głazów, zanim nauczyliśmy się wspólnie kontrolować pojazd.
Niedługo później zrozumieliśmy, co jest największym mankamentem łodzi. Wnętrze kabiny było ciasne, więc cztery osoby zużywały cały tlen w bardzo krótkim czasie. Z tego powodu musieliśmy często się wynurzać i otwierać dach, żeby wpuścić do środka świeże powietrze.
Zanurzanie trwało dłużej niż się spodziewaliśmy, ponieważ opadając w dół, musieliśmy nieprzerwanie przesuwać się do przodu. To samo opóźnienie podczas wynurzania było prawie nie do zniesienia. Kiroumaru wystawił głowę na zewnątrz i wziął głęboki wdech. Po chwili zamknął właz i zdał nam raport ze swoich obserwacji.
– Lepiej będzie się zanurzyć. Wyczuwam silną woń przedstawicieli mojego gatunku.
Łódź po raz kolejny powoli zaczęła opuszczać się pod powierzchnię wody. Poczuliśmy, jak uderza o podłoże i zaczyna ślimaczym tempem toczyć się po dnie rzeki.
– Jak długo będziemy musieli pozostać tu na dole? – Pytanie Satoru nie było skierowane do nikogo konkretnego.
Nikt nie odpowiedział.
Niedługo potem ujrzałam cień przemykającej nad nami łodzi, a po chwili drugi i trzeci. To były najwyraźniej patrolowe łódki dziwoszczurów. Dolne partie rzeki Tone pozostawały pod pełną kontrolą nieprzyjaciela.
Nasza łódź prześlizgnęła się przez wrogie straże, omijając je pod spodem. Wszyscy znieruchomieliśmy, nie ważąc się nawet odetchnąć. Nie mieliśmy pojęcia czy dźwięki z wnętrza kabiny mogą zostać usłyszane na powierzchni.
W końcu łodzie patrolowe zniknęły nam z pola widzenia.
– Wynurzmy się – zaproponował Satoru.
– Ale… Czy nie powinniśmy jeszcze trochę poczekać? W pobliżu może być ich więcej.
Satoru pokręcił przecząco głową. – Możliwe, że później natkniemy się na kolejnych wrogów. Musimy wymieniać powietrze przy każdej nadarzającej się okazji.
Inui i Kiroumaru zgodzili się z nim, więc głosami większości postanowiliśmy wypłynąć na powierzchnię.
Otworzyliśmy dach i wpuściliśmy do kabiny świeże powietrze. Wszyscy odetchnęliśmy głęboko, rozkoszując się tą prostą czynnością.
– Jeśli będziemy tak co kawałek zanurzać się i wynurzać, nie zauważymy momentu, w którym znajdziemy się na oceanie. Nie możemy po prostu pozostać wynurzeni i przebić się przez ich straże, płynąć z maksymalną szybkością? Nie dadzą rady nas zatrzymać – powiedziałam, nie chcąc ponownie wracać pod wodę.
– Przecież już o tym rozmawialiśmy, prawda? Najprawdopodobniej rzeczywiście nie kontrolują całej rzeki, więc moglibyśmy się przedostać w taki sposób do jej ujścia, ale tym samym ujawnilibyśmy się i mogłyby domyślić się, dokąd zmierzamy. Mamy szansę pozostać niewykryci, więc powinniśmy z niej skorzystać.
W argumentacji Satoru nie było nic, do czego możnaby się przyczepić, więc nie mogłam więcej narzekać.
Słońce schowało się już za horyzontem, więc gwałtownie zaczęło się ściemniać. Nawet pozostając na powierzchni, musieliśmy manewrować z niezwykłą ostrożnością. Zaczęłam się zastanawiać, czy w takich warunkach będę w stanie cokolwiek dojrzeć pod wodą, lecz Kiroumaru szybko przerwał moje rozważania.
– Zamknij dach i zanurzmy się – powiedział. – Przed nami znajduje się duża grupa dziwoszczurów. To prawdopodobnie kolejny patrol.
Łódź bezgłośnie opadła na dno. Było tam niewyobrażalnie ciemno.
Rzeka Tone miała w tym miejscu cztery lub pięć metrów głębokości. Nie wystarczało to, by całkowicie pochłonąć padające z góry światło, jednak na niebie nie pojawił się jeszcze księżyc, a warstwa chmur zasłaniała gwiazdy. Pod wodą panował tak nieprzenikniony mrok, że nie widziałam nawet własnych dłoni, kiedy machałam nimi przed twarzą.
– Przykro mi, ale nic nie widzę.
Inui i Satoru przestali obracać kołami, nie wiedząc co powinni robić.
– Możemy pozwolić nurtowi nas ponieść – podpowiedział Kiroumaru. – Po prostu pilnujcie, żebyśmy o nic nie uderzyli.
Zastanawiałam się w jaki sposób miałabym niby uważać, żeby nie zderzyć się z żadną przeszkodą, skoro i tak niczego nie mogłam dostrzec. Byłam zła na Kiroumaru, jednak ponownie odwróciłam się do okna.
– Już wiem! Potrzebujemy po prostu źródła światła. Gdybym trochę rozświetliła kabinę, moglibyśmy zobaczyć, co jest na zewnątrz.
– To nie wypali – powiedział Satoru. – Jeśli woda zacznie lśnić, w oczywisty sposób przyciągniemy ich uwagę.
– Więc mamy dalej płynąć na ślepo?
– Nie mamy chyba wyboru, prawda?
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, wątły świetlny promyk na zewnątrz łodzi.
– Hę? Patrzcie, tam coś się świeci.
– Ćśś! Cicho. – Inui ścisnął mnie od tyłu za ramiona.
Siedzieliśmy w bezruchu. Kilka chwil później przekonaliśmy się, co jest źródłem światła.
– Oświetliły rzekę pochodniami – wyszeptał Satoru.
– Szukają łodzi?
– Najprawdopodobniej nie musimy się tym martwić – powiedział, choć raczej bez przekonania.
– Nie przejmujcie się. Ich uwagę przykuwa jedynie powierzchnia rzeki. Nigdy nie przyszłoby im na myśl, że łódź może przepłynąć pod wodą – uspokoił nas z przekonaniem Kiroumaru.
W blasku pochodni ponownie zaczęliśmy toczyć się do przodu. Tak jak mówił Kiroumaru, dziwoszczury najwyraźniej niczego nie zauważyły. Prawdopodobnie przyczynił się do tego także fakt, iż promienie światła odbijały się od tafli wody, czyniąc nas zupełnie niewidocznymi.
W tym słabym poblasku dostrzegłam cienie licznych łódek, unoszących się nad naszymi głowami.
– Satoru, spójrz – wyszeptałam.
Satoru przysunął się do przodu i wyjrzał przez okno, pozostawiając Inuiemu sterowanie łodzią.
– O co chodzi? – spytał. Po chwili, kiedy dostrzegł dryfujące nad nami tratwy, westchnął głęboko. – No tak. Nie spodziewałem się, że patrole zapuszczą się aż tutaj…
– Co masz na myśli?
– Umieściły na rzece przeszkody, które miały zatrzymać przepływające łódki. Na tratwach prawdopodobnie czają się gotowi do ataku łucznicy.
Rzeka była w tym miejscu węższa, ale i tak miała kilkaset metrów szerokości. Niewątpliwie w budowę tak dużej blokady trzeba było włożyć niemały wysiłek.
– To dzieło tchórzliwego paranoika. Nawet najsprytniejszy intrygant nie zdołałby jednak przewidzieć, że uciekniemy pod wodą – powiedział z satysfakcją Kiroumaru.
Rzeka była akurat na tyle głęboka, byśmy prześliznęli się pod tratwami.
Kiedy ominęliśmy już przeszkodę, ponownie zapanował mrok. Bezgłośnie się wynurzyliśmy i uchyliliśmy dach, wpuszczając nieco świeżego powietrza.
– Powinni zamontować tu jakąś wentylację czy coś – burknął Satoru.
– Jesteśmy już niedaleko ujścia rzeki – pocieszył nas Inui.
– Czyli nie musimy już się zanurzać?
– Kiroumaru, wyczuwasz jakieś dzi… swoich pobratymców?
– Nie jestem pewien. Wiatr zmienił kierunek i wieje teraz od lądu. – Kiroumaru zaciągnął się mocno powietrzem i zastrzygł uszami. – Nie słyszę też żadnych dźwięków, ale i tak powinniśmy zachowywać się najciszej jak to możliwe.
Łódź bezszelestnie sunęła środkiem rzeki. Wytknęłam głowę przez otwarty dach i wytężyłam wzrok. Rzeka była tu szersza niż przypuszczałam; ledwo mogłam dostrzec jej brzegi.
Byłam przekonana, że jesteśmy bezpieczni. Zaczęłam się uspokajać. Jeśli dalej będziemy tak płynąć, dotrzemy do oceanu. Kiedy już znajdziemy się na wodach Pacyfiku, będziemy mogli przestać się przejmować tym, że możemy zostać schwytani. Jeszcze tylko kawałek.
Właśnie wtedy, dostrzegłam dwie lub trzy łodzie, znajdujące się jakiś kilometr przed nami.
– Łódki. Co robimy?
– Stańmy.
Zatrzymaliśmy się, kręcąc kołami w przeciwnych kierunkach, żeby utrzymać się w miejscu.
– Zanurkujmy. Wynurzymy się dopiero kiedy wpłyniemy do oceanu.
– Szybko, zmywajmy się stąd! – krzyknął niespodziewanie Kiroumaru.
– Hę? Co?
– Wyczuwam swój gatunek i… I jego! Jestem pewien. To zapach Bestii!
– Ale mówiłeś, że zmienił się wiatr…
Nagle uświadomiłam sobie, że wróg nadciąga od tyłu.
Kiedy się odwróciłam, dostrzegłam sylwetkę wielkiego żagla. Przemieszczał się bardzo szybko. Dzieliło nas od niego już nie więcej niż czterysta, może pięćset metrów.
Bestia wiedziała, że tu jesteśmy. Chłopiec miał lepszy wzrok niż dziwoszczury. Rzeka była ciemna, ale fale, które wzbudzała nasza łódź były wystarczająco dobrze widoczne w świetle gwiazd.
– Powinniśmy się zanurzyć?
– Nie ma na to czasu…Naprzód, przebijmy się! – zarządził Satoru.
Popchnęliśmy nasz pojazd z pełną mocą. Satoru wystawił głowę na zewnątrz i stworzył coś w rodzaju zasłony dymnej. Jak się później dowiedziałam, chcąc ukryć nasze ruchy wzburzył powietrze przy powierzchni wody, powodując powstanie ściany z bąbelków.
– Saki, zamknij oczy!
Nie miałam pojęcia, co planuje, ale mocno zacisnęłam powieki, nie przestając coraz bardziej rozpędzać łodzi. Zdawało mi się, że blokujące nam drogę łódki patrolowe stanęły w płomieniach. Pomyślałam, że silne światło na pewno chwilowo oślepi Bestię.
Nie otwierając oczu, przedarliśmy się obok płonących wraków.
Nawet, kiedy już mogłam patrzeć, nie przestawałam zwiększać tempa. Łódź pruła przed siebie z przerażającą prędkością.
Zanim się zorientowaliśmy, byliśmy już na Oceanie Spokojnym. Odpłynęliśmy tak daleko, że ledwo byłam w stanie dostrzec ląd. Łagodne fale na rzece były niczym w porównaniu z potwornym oceanicznym sztormem. Wpłynęliśmy na wody burzliwego morza Kashimanada.
– Gdzie jest Bestia? Zgubiliśmy ją?
– Tak, przynajmniej na razie. Myślę jednak, że zorientuje się, co planujemy i spróbuje nas doścignąć.
– Dlaczego?
– Jeśli chcielibyśmy jedynie uciec, poszlibyśmy lądem, wiedząc, że wróg kontroluje rzekę. Zamiast tego wybraliśmy jednak znacznie niebezpieczniejszą opcję siłowego przebicia się przez straże. Kiedy Yakomaru się o tym dowie, prawdopodobnie odgadnie nasze zamiary, albo przynajmniej uzna, że nasza wyprawa jest czymś wartym jego uwagi.
Łódź kołysała się na falach, przez co zrobiło mi się niedobrze. Intensywny, morski zapach wcale nie polepszał sprawy.
– Więc nie mamy czasu do stracenia…
– Racja. Tak długo jak będziemy widzieć ląd po naszej prawej stronie, nie powinniśmy mieć problemów z nawigacją. Musimy ominąć jedynie przylądek Inubo i opłynąć wokoło Półwysep Boso. – Satoru wpatrywał się w ciemny ocean. – Później zacznie się trudniejsza część. Jeśli nie damy rady zmusić podwójnie fałszywego minoshiro do działania, wszystko będzie skończone.

Widok oświetlonych blaskiem płycizn u wybrzeży Zatoki Tokijskiej był zachwycający. W niczym nie przypominały one przerażającego miejsca, jakie opisywał Kiroumaru.
Zatrzymaliśmy łódź daleko od brzegu, czekając na świt, ponieważ dziwoszczur ostrzegł nas, że schodzenie na ląd w nocy nie jest bezpieczne. Poprzednim razem dotarł do Tokio w samym środku dnia, ale paru jego żołnierzy, którzy nieopatrznie zawędrowali po zmroku w okolice wybrzeża, zostało pożartych przez jakiegoś niezidentyfikowanego stwora.
Fale były tu znacznie łagodniejsze niż na otwartym morzu, jednak wciąż ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam momentu, w którym będę mogła postawić stopy na stałym lądzie. Dlatego też, gdy oświetlone pierwszymi promieniami słońca niebo powoli zaczęło się rozjaśniać i mogliśmy ruszyć dalej, poczułam dużą ulgę.
Nad głowami przemknął nam duży cień. Ze zdumieniem spojrzałam w górę i zobaczyłam gigantyczne stado jakichś stworzeń, lecących przed siebie w blasku poranka.
– Nietoperze. W tym miejscu aż się od nich roi. Można powiedzieć, że teraz to one władają Tokio – wyjaśnił Kiroumaru.
Zastanawiałam się jak te zwierzęta zdołały tak bardzo się rozmnożyć. Sadząc po opanowaniu Kiroumaru, nie mogły być jednak niebezpieczne.
Naszym oczom ukazało się północno-zachodnie wybrzeże Zatoki Tokijskiej. Jak okiem sięgnąć ląd pokryty był szarym piaskiem. Nie było widać żadnych roślin ani zwierząt.
Wyskoczyłam z łodzi gdy tylko przybiliśmy do brzegu i od razu zaczęłam rozciągać zesztywniałe mięśnie. Cudownie było słyszeć trzeszczenie piasku pod stopami, choć nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że grunt jest nieco niestabilny. Pozostali poszli za mną wzdłuż plaży.
Szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy ukryć nasz środek transportu. Po przeciwnej stronie jednej z piaszczystych wydm znaleźliśmy coś w rodzaju szarej skały. Kiedy uważniej jej się przyjrzeliśmy, okazało się, że są to pozostałości starożytnego budynku z betonu. Przypominał trochę okrągłe budowle, które widzieliśmy w kolonii Łowików, ale był dużo większy. W przeciwległej ścianie ruiny ziała ogromna wyrwa. Kiedy do niej zajrzałam, zobaczyłam półkę skalną, rozciągającą się jakieś dwadzieścia metrów niżej. Za nią znajdowała się przepaść, która zdawała się nie mieć dna. Wydostawały się z niej podmuchy zimnego, zatęchłego powietrza. Przymocowaliśmy łódź do nawisu, zabierając ze sobą tylko potrzebne przedmioty.
– No i co dalej?
– Nie ma sensu błąkać się tu na ślepo; musimy jeszcze raz spróbować go naładować – powiedział Satoru, wskazując na plecak, w którym schowany był podwójnie fałszywy minoshiro.
– Najpierw powinniśmy znaleźć jakąś bezpieczną kryjówkę. Miejsce z dobrym widokiem na ocean, z którego moglibyśmy wypatrzeć wrogów, jeśli uda im się tu dotrzeć – odparł Inui.
Przenieśliśmy się wyżej, wdrapując się na coś, co wyglądało jak góra poczerniałych kamieni, ale w rzeczywistości było gruzami kolejnego budynku. Nawet wydmy wydawały się zrobione z betonu, który pokruszył się na tak małe odłamki, że stał się prawie nie do rozpoznania.
Umieściliśmy podwójnie fałszywego minoshiro w takim miejscu, by mógł chłonąć jak najwięcej promieni wschodzącego słońca. Nie pozostało nam nic oprócz cierpliwego oczekiwania. Zjedliśmy śniadanie, przeżuwając w milczeniu polowe racje żywnościowe w które zaopatrzono nas w świątyni. Nie rozpaliliśmy ognia, na którym moglibyśmy coś ugotować, ponieważ obawialiśmy się, że dym mógłby zdradzić naszą pozycję. Na posiłek składały się kuliste bryłki z kaszy gryczanej, suszonych ryb, śliwek, orzechów i jagód Goji zlepionych ze sobą melasą. Przypominały mi prowiant dziwoszczurów, który jadłam dawno temu, kiedy wraz z Yakomaru wyruszyliśmy szukać kolonii Trociniarek Czerwic. Ich smak był nieco inny, ale różnica nie była wielka. Zmusiłam się jakoś, żeby je przełknąć.
Kiedy już się najadłam, zaczęłam czuć zmęczenie i zastanawiałam się jak to możliwe, że w naszej obecnej sytuacji mogę w ogóle myśleć o drzemce. Inui zaproponował, żebyśmy spali na zmianę; zasnęłam niemal od razu.
Nie pamiętam o czym śniłam, ale najwyraźniej koszmary senne nie dręczą ludzi, którym na jawie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Kiedy się przebudziłam, miałam wrażenie, że sen był dość przyjemny. Prawdopodobnie dotyczył mojego dzieciństwa.
Był w nim dziwna kreatura, która jednocześnie skrzeczała jak żaba i ćwierkała jak ptak. Obudziłam się dokładnie w chwili, kiedy przeszło mi przez myśl, że stwór jest irytująco głośny. Czym, u licha, był ten dźwięk?
– Co się dzieje?
– Włączył się… Jest w pełni naładowany.
Byłam już całkowicie rozbudzona. Zerwałam się na nogi i wcisnęłam się pomiędzy moich towarzyszy, otaczających kręgiem minoshiro.
Maszyna wciąż przeraźliwie hałasowała, jednak po kilku chwilach wreszcie przemówiła.
– Jestem Filią Tsukuby Biblioteki Zgromadzenia Narodowego, terminal przekaźnikowy 008 – powiedziała łagodnym, żeńskim głosem.
Wszyscy się uśmiechnęliśmy.
– Mam pytanie – powiedział Satoru.
– Rozpoczynam synchronizację… Synchronizacja w toku… Synchronizacja w toku – powiedział podwójnie fałszywy minoshiro, całkowicie go ignorując. Najwyraźniej w jakiś sposób komunikował się z innymi archiwami bibliotecznymi.
– Synchronizacja ukończona – ogłosił po chwili. – Obliczanie daty ukończone. Aktualizacja danych ukończona.
Transfer informacji z innych urządzeń na daleki dystans najwyraźniej nie był dla niego najmniejszym problemem.
– No i dobrze. Mam pytanie – przerwał mu Satoru.
– Aby uzyskać dostęp do usług wyszukiwania, niezbędna jest rejestracja użytkownika.
Satoru spojrzał na mnie wymownie. Dokładnie to samo powiedział nam tamten fałszywy minoshiro, którego spotkaliśmy podczas letniego obozu.
– Jak mam się zarejestrować?
– Musisz mieć ukończone co najmniej osiemnaście lat i potwierdzić nazwisko, adres i wiek poprzez przedstawienie jednego z następujących druków: prawa jazdy, karty ubezpieczeniowej z adresem, paszportu z wpisaną pełną datą urodzenia i obecnym adresem zamieszkania, legitymacji studenckiej zawierającej adres i datę urodzenia, zaświadczenia meldunkowego wydanego w ciągu ostatnich trzech miesięcy bądź innego oficjalnego dokumentu potwierdzającego tożsamość, którego ważność nie wygasła.
– Nie mam żadnej z tych rzeczy.
– Ponadto, następujące formy identyfikacji są nieuznawane: identyfikator pracowniczy, legitymacja studencka bez adresu lub daty urodzenia, bilet sieciowy, karty kredytowe…
– Roztrzaskam cię na kawałki, jeśli natychmiast nie odpowiesz na moje pytania. I ostrzegę tylko raz – lepiej nie próbuj mnie hipnotyzować.
– Uchylono wymóg przedstawienia dokumentów. Rozpoczynam procedurę rejestracji użytkownika.
– To także pomiń. Powiedz mi, jak dostać się w to miejsce.
Satoru odczytał adres z kartki a podwójnie fałszywy minoshiro ponownie zaczął głośno piszczeć.
– Dostęp do globalnego systemu nawigacji niemożliwy… Odbiór sygnału z satelity GPS niemożliwy… Odbiór sygnału z satelity GPS niemożliwy… Poza zasięgiem sieci.
– To bardzo niedobrze. Te rzeczy już nie istnieją.
– Odbieram informacje z innych terminali celem wyznaczenia waszej obecnej lokalizacji.
Podwójnie fałszywy minoshiro zamilkł na kilka chwil, które wydawały nam się całą wiecznością.
– Porównywanie danych kartograficznych ukończone. Pozycjonowanie geomagnetyczne za pomocą kompasu elektronicznego ukończone. Cel zlokalizowany. Przemieśćcie się dwadzieścia dziewięć stopni na północny zachód od waszej obecnej pozycji.
Zacisnęłam pięść w geście zwycięstwa. Od razu wyruszyliśmy w stronę adresu wspomnianego w liście. Tylko bogowie mogli jednak wiedzieć, czy rzeczywiście uda nam się tam znaleźć Psychobójcę.
– Hej, ty, opowiedz mi o Psychobójcy.
Podwójnie fałszywy minoshiro myślał przez moment.
– Wyszukiwanie zwróciło pięćdziesiąt siedem wyników.
– Prawdopodobnie chodzi o broń, zwaną też Pogromcą albo Poskramiaczem.
– Podanym kryteriom odpowiada jeden wynik. „Psychobójca” to nazwa broni bakteriologicznej, która została opracowana w Ameryce w ostatnich latach istnienia starożytnej cywilizacji w ramach próby wymazania wszystkich psychicznych z powierzchni Ziemi.
Zdziwiłam się, słysząc, że chodzi o bakterię.
– Ale słowo „psycho” oznacza umysł… Czy mowa o ludziach upośledzonych umysłowo?
– To rzeczywiście ten sam wyraz, więc możesz myśleć o slangowym określeniu osób niestabilnych mentalnie, którego użyto na przykład w tytule filmu „Psycho” Hitchcocka. W tym przypadku chodzi jednak o ludzi władających mocą powszechnie znaną jako psychokineza.
– Co konkretnie masz na myśli, mówiąc o broni bakteriologicznej?
– Formalna nazwa Psychobójcy to „silnie toksyczna Bacillus anthracis”, w skrócie STBA. Te bakterie, czyli laseczki wąglika, występują naturalnie w glebie w której gnije trawa. Jeśli dostaną się do ciała, wywołują skórną, płucną i żołądkowo-jelitową postać wąglika. Wszystkie z nich są poważnymi, groźnymi dla życia chorobami…
Kiedy słuchałam tych wyjaśnień, po kręgosłupie przebiegły mi ciarki. W niesprzyjających warunkach środowiskowych, laseczki wąglika tworzą uśpione formy przetrwalnikowe. Z tego powodu są dobrym materiałem na broń biologiczną. Wyhodowane endospory Bacillus anthracis można przechowywać w postaci białego proszku, który nie traci swojego morderczego potencjału nawet podczas suszy i upałów. Dlatego też można zarazić kogoś chorobą na przykład wysyłając ofierze kopertę z bakteriami.
STBA powstała przez manipulację materiałem genetycznym zwykłych laseczek wąglika. Podniesiono w ten sposób umieralność z powodu płucnej postaci wąglika z dziewięćdziesięciu do prawie stu procent. STBA jest wielolekooporna, przez co powszechnie używane antybiotyki, takie jak penicyliny czy tetracykliny stają się bezużyteczne.
– Ponadto, podczas gdy zwykły wąglik płucny rzadko przenosi się z człowieka na człowieka, postać wywoływana przez STBA jest wysoce zaraźliwa – kontynuował podwójnie fałszywy minoshiro. – Z tego powodu powstrzymanie szerzenia się choroby klasycznymi metodami epidemiologicznymi jest niezwykle trudne. W połączeniu z zabójczym działaniem, czyni to z niej idealną broń pierwszego uderzenia. Żeby umożliwić pozbycie się bakterii po wojnie, szczep został zaprojektowany w taki sposób, by jego toksyczność wygasła po roku lub dwóch latach. W ten sposób można używać go bez ograniczeń i nie powodując szkód w środowisku naturalnym…
To było szalone. Nie byłam w stanie pojąć, co kierowało ludźmi w tamtych czasach.
– Naprawdę zamierzamy zdobyć to… coś? – spytałam.
Pozostała trójka spojrzała na mnie pytająco.
– Nie mamy innego wyjścia, jeżeli chcemy pokonać Bestię – odparł Satoru.
– Z czasem toksyczność bakterii się zmniejszy, więc nie będzie stanowić zagrożenia w przyszłości – dodał Inui.
– Świetnie. Musimy jedynie zakazić Bestię, kiedy odwrócimy jakoś jej uwagę. Pozostaje jedynie kwestia tego, jak mamy zmusić ją, żeby zaciągnęła się proszkiem – powiedział Kiroumaru.
– Pomimo, że okres życia zwykłych laseczek wąglika wynosi około pięćdziesiąt lat, szacuje się, że endospory STBA mogą przetrwać nawet tysiąclecie… – Podwójnie fałszywy minoshiro kontynuował swój monolog.
– Już wystarczy – przerwał mu Satoru, prawdopodobnie obawiając się, że bateria może się wyczerpać.
Kiroumaru nagle zerwał się na równe nogi. – A niech to… – powiedział.
– Co się stało? – zapytał go Inui.
– Tamten ptak. Złapcie go – odparł, wskazując na coraz bardziej oddalający się cień.
Inui już przygotowywał się, żeby strącić ptaka, ale Satoru go powstrzymał. Stworzył przed sobą soczewkę próżniową; w przeciwieństwie do typowych soczewek była wklęsła i powiększała wszystko, w stronę czego była skierowana. Wszyscy zgromadziliśmy się przy niej.
Na horyzoncie wyraźnie było widać czubek żagla.
– Nie wierzę. Już nas doścignęły – Satoru wydawał się wstrząśnięty.
– Byłem nieostrożny. Zwiadowcy często używają ptaków, które pomagają im w poszukiwaniach, ale nie spodziewałem się, że znajdą nas tak szybko. Musieli użyć sów lub kozodojów, które zeszłej nocy wypatrzyły nas w zatoce – powiedział z ubolewaniem Kiroumaru. – najpewniej znają już naszą dokładną pozycję. Powinniśmy stąd uciekać, ale w promieniu trzydziestu kilometrów nie ma niczego poza jałową pustynią. Nie ma gdzie się ukryć. Trafią do nas jak po sznurku i będzie tylko kwestią czasu, kiedy zostaniemy schwytani.
– To znaczy, że powinniśmy zejść pod ziemię? – spytał Inui, mocno marszcząc brwi.
– Podziemia Tokio to piekło. Właśnie tam straciłem najwięcej żołnierzy. Teraz jednak nie ma sensu o tym opowiadać.
Kiroumaru poprowadził nas do oddalonej o jakieś czterdzieści metrów szczeliny w murze, z której wydobywały się podmuchy wiatru.
– Kiedy poprzednio tędy przechodziliśmy, powąchałem powietrze, które stąd uchodzi i zdaje się, że ta dziura łączy się z siecią tuneli, znajdującą się pod Tokio. Nie jest zbyt stromo, więc powinniśmy dać radę zejść na dół.
Wyglądało na to, że nie mamy wyboru.
– Doskonale. Za wszelką cenę musimy odnaleźć Psychobójcę zanim nas złapią. Jeśli będziemy już go mieli i zostaniemy schwytani, oszczędzi nam to tylko czas, który musielibyśmy poświęcić na poszukiwanie wroga. Wejdźmy więc do piekła… W najgorszym przypadku będziemy mogli jeszcze tu, w podziemiach użyć Psychobójcy i zakazić Bestię zanim nas zamorduje.
Słowa Inuiego przypieczętowały naszą decyzję.

¹ Muo no Rigyo (Karp wyczarowany ze snu) – tytuł jednego z opowiadań zawartych w zbiorze Ugetsu Monogatari („Po deszczu przy księżycu”), których autorem jest Ueda Akinari – japoński uczony, poeta i pisarz żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku.

poproz2 nasroz2