Rozdział 7

Rozdział 7

– W roku 2011 kalendarza gregoriańskiego naukowcy ostatecznie udokumentowali istnienie psychokinezy, która do tamtego czasu była zawsze uznawana za zjawisko powiązane z okultyzmem – wyjaśnił beznamiętnie fałszywy minoshiro.
Jego głos wydawał się należeć do kulturalnej, inteligentnej kobiety; pomimo tego, że był fascynujący, brzmiał zbyt idealnie i przez to nieludzko.
– Przed nadejściem tamtego dnia, wszystkie eksperymenty z psychokinezą, zarówno te przeprowadzane publicznie, jak i te odbywające się w laboratoriach, kończyły się niepowodzeniem. Jednakże, w roku 2011 w Baku, stolicy Republiki Azerbejdżanu, kognitywistyk Imran Ismaiłow przeprowadził zakończoną sukcesem próbę. W mechanice kwantowej istnieje dobrze znany paradoks wpływu obserwowalnych cząstek na inne cząstki, ale Ismaiłow jako pierwszy przewidział, że powiększenie skali tego zjawiska do świata makroskopowego dotyczy również psychokinezy. Ci, którzy wątpili w sukces Ismaiłowa zostali zaproszeni do udziału w eksperymencie w roli obserwatorów z utajoną zdolnością odpierania działania psychokinezy. Po przeprowadzeniu kilku testów, uczestników podzielono na różne grupy, więc żaden z nich nie wiedział o rzeczywistej skali eksperymentu. Obserwatorów poproszono następnie o zatajenie pewnych faktów przed kimś, kto znał całą strukturę doświadczenia Ismaiłowa. Istniało wiele czynników kontrolnych…
Cała nasza piątka słuchała długiej wypowiedzi minoshiro niczym w transie. Nawet jeśli nie byliśmy w stanie zrozumieć części z tych informacji, chłonęliśmy jego słowa jak rośliny spragnione wody po długiej suszy.
Dotychczas nasza wiedza o świecie była jak układanka, w której brakuje najważniejszego elementu. Słowa fałszywego minoshiro były właśnie tą brakującą częścią, zaspokojeniem naszej ciekawości.
Nigdy jednak nie wyobrażaliśmy sobie, że usłyszymy kiedyś historię tak potworną, że po jej wysłuchaniu włosy dosłownie staną nam dęba.
– Pierwszą osobą ze zdolnością pozazmysłowej percepcji, jaką odnalazł Ismaiłow, była dziewiętnastoletnia dziewczyna, Nona Mardanowa. Jej zdolności kończyły się na możliwości poruszenia lekką, plastikową kulką zamkniętą w przezroczystym cylindrze, jednakże, podobnie jak zarodek, rozpoczynający chemiczną reakcję krystalizacji, okazała się ona katalizatorem, który obudził uśpioną moc ludzkości…
Zupełnie nieświadomie, Maria stanęła obok mnie i ścisnęła mocno moje dłonie. W jaki sposób ludzie weszli w posiadanie tej boskiej mocy? Informacje o jej pochodzeniu w książkach do historii były zdawkowe lub zupełnie tuszowane.
– Liczba użytkowników psychokinezy gwałtownie rosła, osiągając wreszcie poziom 0,3% światowej populacji. W przeciągu następnych lat, gdy społeczeństwo pogrążyło się w chaosie, dalsze dane statystyczne zostały utracone. Udokumentowano jednakże wzrost odsetka osób u których zdiagnozowano osobowość schizoidalną…
– Tylko 0,3%? – wymamrotał Satoru z powątpiewaniem.
Ja również nie mogłam w to uwierzyć. Jaki los spotkał pozostałe 99,7% populacji?
– Co masz na myśli, mówiąc o chaosie społecznym? – spytała Maria.
– Na początku, użytkownicy psychokinezy byli izolowani i wykluczani ze społeczności przez zwyczajnych ludzi. Nawet, jeśli ich umiejętności były niewielkie, było to więcej niż wystarczające do potencjalnego zniszczenia porządku społecznego tamtej epoki, a trzymali oni ten fakt w tajemnicy. W Japonii zagładę zapoczątkował incydent z chłopcem A.
– Chłopiec A? Czy to imię? – Mamoru zmarszczył brwi.
– Powszechną praktyką w tamtych czasach było zatajanie danych nieletnich zaangażowanych w działania kryminalne, więc został mu nadany pseudonim.
– Co on takiego zrobił? ¬– zapytałam.
Spodziewałam się, że w najgorszym razie w odpowiedzi usłyszę, że był podejrzany o napad lub coś podobnego.
– Zdolności A były zaledwie elementarne, jednak pewnego dnia uświadomił on sobie, że jest w stanie otworzyć każdy napotkany zamek. Wykorzystując tą umiejętność, wielokrotnie włamywał się w środku nocy do domów, zgwałcił w śnie dziewiętnaście kobiet i zabił siedemnaście z nich.
Zamarliśmy ze zgrozy. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Gwałt. I morderstwo… Zabijanie ludzi.
– Poczekaj chwilę! To niemożliwe! No bo przecież A był człowiekiem, tak? Człowiek zamordował innego człowieka? – zapytał Satoru ochrypniętym głosem.
– Tak. Po aresztowaniu A liczba przestępstw popełnianych z użyciem psychokinezy wzrosła. Większość z tych spraw pozostała jednak nierozwiązana z powodu braku skuteczności powszechnie wykorzystywanych metod dochodzeniowych wobec wykorzystania psychokinezy. Rozpoczęły się ataki ludzi nieobdarzonych mocą na psychokinetyków; najpierw były skierowane przeciwko konkretnym osobom a ostatecznie przerodziły się w prześladowania całej zbiorowości, nierzadko prawie kończąc się linczem. Użytkownicy psychokinezy w ramach samoobrony utworzyli własne stronnictwo, a najbardziej zagorzali z nich postulowali stworzenie odrębnej, psychokinetycznej społeczności. Masowy terroryzm użytkowników psychokinezy przybierał na sile. Wynikłe z niego konflikty na tle politycznym, etycznym i filozoficznym pogrążyły świat w czasach brutalnej niezgody. Bezprecedensowość zaistniałej sytuacji sprawiła, że nie było widać możliwości zakończenia tej globalnej konfrontacji.
Zaniemówiłam i spojrzałam na przyjaciół. Strach wymazał z ich twarzy wszelkie inne emocje. Mamoru kulił się na ziemi, zatykając uszy obiema dłońmi.
– Państwo, będące największą potęgą militarną, Ameryka, rozpoczęło wojnę domową, mającą na celu wymazanie wszystkich użytkowników psychokinezy z powierzchni Ziemi. Dzięki dużej dostępności broni i wykorzystaniu wyładowań elektrycznych do odróżniania normalnych ludzi od psychokinetyków, populacja tych drugich w Ameryce Północnej skurczyła się w krótkim czasie z 0,3% do zaledwie 0,0004%…
– To nie może być prawda… – wyszeptał Satoru, nie przestając kiwać głową.
– Innemu mocarstwu naukowemu, Indiom, udało się natomiast zróżnicować DNA użytkowników psychokinezy i zwykłych ludzi. Prowadzono tam badania nad metodami kontroli ludzkich genów. Niestety, ich prace zakończyły się niepowodzeniem, jednak dane, które udało się im zgromadzić okazały się przydatne w późniejszych czasach…
Jak we śnie wlepiałam wzrok w zwierzę-maszynę, ściśnięte w szczypcach kraba tygrysiego. Czy tak naprawdę mógł to być demon przysłany wprost z piekła, który miał oczarować nas swoimi dziwnymi słowami i ostatecznie doprowadzić do obłędu?
– Jak na ironię, z powodu życia w stanie ciągłego zagrożenia śmiercią, psychokinetycy, którzy zdołali ocaleć, gwałtownie rozwinęli swoje umiejętności. Na początku uważano, że psychokineza jest manifestacją energii wytwarzanej przez rozkład cukru w mózgu. Gdyby tak było, ilość glukozy w ciele musiałaby być jej naturalnym ogranicznikiem. Okazało się jednak, że ta teoria jest błędna. W rzeczywistości, nie było górnej granicy dla ilości energii, która mogła zostać wyzwolona. W momencie dokonania tego odkrycia, najsilniejszy spośród psychokinetyków dysponował siłą wystarczającą do powstrzymania ataku jądrowego. Użytkownicy psychokinezy przechylili na swoją stronę szale zwycięstwa, doprowadzając do upadku rządów na całym świecie. Obecne księgi historyczne nie mówią o dawnej cywilizacji, ponieważ została ona, w dosłownym tego słowa znaczeniu, kompletnie wyzerowana. Historia zatoczyła krąg i powróciliśmy do ciemnych wieków. Wojny, głód, epidemie i inne katastrofy spowodowały, że populacja człowieka skurczyła się do zaledwie dwóch procent swojej wartości z czasu Złotej Epoki…
Poczułam jak kołacze mi serce. To było naprawdę nieprzyjemne uczucie. Chciałam, by fałszywy minoshiro przestał mówić, ale nie mogłam zmusić ust do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Wyglądało na to, że dotyczy to też wszystkich pozostałych.
– Nie jest możliwe dokładne odtworzenie dziejów historii podczas Ciemnych Wieków, które nastały na następne pięćset lat. Infrastruktura upadła, i, co oczywiste, odcięty został dostęp do Internetu, uniemożliwiając zdalną komunikację. Zasięg informacji ponownie stał się ograniczony geograficznie, a ludzie powrócili do życia w niewielkich, zamkniętych światach – powiedział radośnie fałszywy minoshiro, zupełnie, jakby dzielił się z nami wspaniałymi wiadomościami. – Mimo tego, kilka nowych książek zostało wydanych w tamtym okresie. Najbardziej wiarygodne źródła literackie z tamtej epoki mówią, że społeczeństwa północno-wschodniej Azji podzieliły się na cztery skonfliktowane grupy. Pierwszą z nich były niewolnicze imperia, rządzone przez użytkowników psychokinezy. Kolejną stanowiły zbieracko-łowieckie plemiona pozbawionych mocy ludzi, którzy chcieli uciec przed losem niewolników. Trzecią z grup tworzyli wędrowniczy bandyci, wykorzystujący psychokinezę do grabieży i morderstw. Ostatnią byli naukowcy, pragnący zachować starą wiedzę i technologię…
– Książek, takich jak te małe, o których wspomniałeś wcześniej, jak te naprawdę niewielkie, które masz w swoim wnętrzu? – spytał Shun, przerywając ciszę.
Zmiana tematu spowodowała, że napięcie trochę opadło.
– Nie. Normalnych książek, wykonanych starą metodą druku na papierze. Nasza biblioteka przeskanowała je i zgromadziła zawarte w nich informacje.
Przestałam zważać na jego słowa, gdy tylko przeszedł do najważniejszej kwestii.
– Więc w takim razie należysz do czwartej grupy?
– Utrzymywaliśmy regularny kontakt, ale nie licząc tego, nie pracowaliśmy razem. Biblioteki istnieją, by chronić wiedzę ludzkości; niestety w tamtych czasach byliśmy celem wielu ataków. Z tego powodu wynaleziono zautomatyzowane roboarchiwa. W obszarach miejskich istniały modele, mogące dowolnie się poruszać przez system kanałów, jednak zostały zniszczone podczas ataków jądrowych. Jedyne rodzaje, które przetrwały, to były modele mające imitować żywe stworzenia, odporne na działanie żywiołów i zdolne do samodzielnego wytwarzania energii. Później były one dodatkowo modyfikowane, aż osiągnęły zdolność zmiany wyglądu w zależności od środowiska, w którym się znajdowały. Modele Autonomicznie Ewoluujące, takie jak ja – powiedział dumnie fałszywy minoshiro.
– Samodzielne wytwarzanie energii… Więc czym się żywisz? – spytał Mamoru, unosząc głowę.
– Zwierzętami o odpowiednich rozmiarach. Najmniejsze organizmy, takie jak mikroby mogą zostać spożyte i strawione w całości. Albo, gdy nadarzy się okazja, mogę chwytać niewielkie ssaki i wysysać ich krew.
Już samo wyobrażenie o tym było obrzydliwe. Odwróciłam się tyłem do minoshiro.
– I co było później? Co stało się pomiędzy Ciemnymi Wiekami a dniem dzisiejszym? – Shun powrócił do pierwotnego tematu.
– Podczas Ciemnych Wieków, poza tymi czterema grupami, nie było nikogo więcej, prawda? Więc która z nich…?
Wreszcie zrozumiałam. Byliśmy bezpośrednimi potomkami którejś z czterech społeczności.
– Pierwsi wyginęli bandyci – powiedział minoshiro.
Słysząc to, poczułam lekką ulgę.
– Każdy z bandyckich klanów składał się mniej więcej z dwudziestu do trzydziestu spokrewnionych członków. Ponieważ nie wahali się oni używać psychokinezy i od czasu do czasu wybijali całe wioski, budzili ogromne przerażenie. Ich tryb życia był jednak wyjątkowo niestabilny. Dla bandytów, niewolnicze imperia i nomadzi byli jedynie zwierzyną. Dla tych dwóch grup z kolei, bandyci byli jedynie utrapieniem, które starano się eliminować wszelkimi dostępnymi metodami.
– Wszelkimi dostępnymi metodami? – zapytał Satoru. Dużo bym dała, by to pytanie w ogóle nie padło.
– Metodą transportu, w której lubowali się bandyci, była jazda na samobieżnych dwukołowych maszynach. Pomimo, że w tamtych czasach nie istniały już środki do produkcji silników czy opon, bandytom udało się przy użyciu psychokinezy odrodzić przemysł żelazny. Używali setek kilogramów żelaza do produkcji kół, a następnie dzięki psychokinezie rozpędzali je do prędkości trzystu kilometrów na godzinę. Z pryskającymi spod kół iskrami pruli przez równiny i plądrowali napotkane osady. Gdy tylko mieszkańcy zauważali chmury pyłu i słyszeli ryk ich silników, wiedzieli, że nadchodzą bogowie śmierci. W samoobronie kopali rowy, najeżone ostrymi, bambusowymi włóczniami i rozpinali cienkie linki na wysokości szyi najeźdźców. Używali też innych, prostych, lecz efektywnych pułapek, takich jak podkładanie min lądowych, nasączanie wystawionego jako przynęta jedzenia wolno działającymi truciznami, zarażanie śmiertelnymi chorobami młodych kobiet a następnie pozwalanie, by zostały zgwałcone przez bandytów oraz wielu innych sposobów.
Jego słowa ponownie napełniły mnie takim wstrętem, że musiałam usilnie walczyć z chęcią zwymiotowania.
– Bandyci oczywiście mścili się brutalnie, wykorzystując psychokinezę. Źródłem ich upadku ostatecznie okazały się jednak konflikty wewnętrzne. Ponieważ wszyscy byli spokrewnieni, budzili przestrach wśród wrogów spoza swoich klanów, jednak w ich szeregach panował odwieczny strach przed zostaniem zamordowanym przez własnych kompanów. Aby przetrwać, musieli być wyczuleni na najmniejsze oznaki wrogości ze strony współtowarzyszy. Mentalność „zabij zanim zabiją ciebie” upowszechniła się do takiego stopnia, że rozpad grup stał się nieunikniony.
Otarliśmy pot z twarzy i spróbowaliśmy rozluźnić niewidzialne pętle, ściskające nasze żołądki. Mamoru jednak najwyraźniej osiągnął już swój limit; odwrócił się tyłem i zaczął wymiotować w zarośla.
– Przestań! Zamknij się! – wykrzyczał Satoru. – Nie słuchajcie tego, co mówi!
– Nie… Poczekaj. Mam jeszcze tylko kilka pytań – powiedział Shun, choć również był blady jak duch. – Dość już o bandytach. Co się stało z pozostałymi trzema grupami?
– Dzięki polityce wzajemnej nieagresji i nieinterwencji, w północno-wschodniej Azji przez sześćset lat przetrwało około dziewiętnaście niewolniczych imperiów. Spośród czterech, zlokalizowanych na archipelagu wysp Japonii, posiadam jedynie dane na temat Świętego Cesarstwa Kwitnącej Wiśni, składającego się z regionów Kanto i Chubu. Dłużej istniało jedynie Imperium Nowego Yamato, w skład którego wchodziły wszystkie ziemie na zachód od Kansai. W każdym razie, Święte Cesarstwo Kwitnącej Wiśni w przeciągu pięciuset siedemdziesięciu lat było rządzone łącznie przez dziewięćdziesiąt cztery pokolenia cesarzy.
– Obędzie się bez opowiadania nam historii wszystkich dziewięćdziesięciu czterech – powiedziała Maria, marszcząc brwi.
– Dlaczego władcy zmieniali się tak często? – Shun wyglądał na wstrząśniętego bardziej niż pozostali, ale konsekwentnie drążył temat.
– „Studium Świętego Cesarstwa Kwitnącej Wiśni” cytuje historyka J. E. Actona: „Władze mają skłonność do zepsucia, a władza absolutna jest zepsuta do szpiku kości”. Psychokinetycy, rządzący niewolniczymi imperiami, posiadali moc, która nigdy wcześniej nie istniała w historii ludzkości. Byli dosłownie jak bogowie, ale tak wielka potęga niesie ze sobą równie duże, niszczycielskie konsekwencje.
Historia fałszywego minoshiro była tak urzekająca, że chłonęliśmy każde jej słowo, niezależnie od tego, co na ten temat sądziliśmy.
– Święte Cesarstwo Kwitnącej Wiśni powstało jako oligarchia rządzona przez wąską grupę użytkowników psychokinezy. Następujące po sobie fale czystek politycznych doprowadziły ostatecznie do tego, że u sterów pozostała jedna osoba, która stała się władcą absolutnym. Personalia cesarza zawsze pozostawały tajemnicą. Władca podróżował w otoczeniu licznych sobowtórów; w państwie zamieszkałym przez dużą liczbę psychokinetyków trudno jednak było wykryć i powstrzymać każdą próbę zamachu na cesarza. Po tym, jak wymarli bandyci, pojedyncza rodzina użytkowników psychokinezy rządziła dziesiątkami tysięcy obywateli. Nawet to jednak nie było w stanie przynieść prawdziwego pokoju i stabilizacji.
– Wracajmy już. Jestem trochę zmęczony i coraz bardziej chce mi się pić… – skarżył się Mamoru z łzami w oczach; wciąż zakrywał uszy dłońmi.
Nikt się nie poruszył.
– Zgodnie z informacjami zawartymi w „Studium Świętego Cesarstwa Kwitnącej Wiśni”, szóstka najdłużej panujących imperatorów cierpiała na tę samą psychologiczną przypadłość. Wielu naukowców z Towarzystwa Terenowych Badań Historycznych i Grupy Obserwacyjnej Sakura straciło życia, badając tę sprawę.
Nie licząc Mamoru, wszyscy ulegliśmy tej nowej formie hipnozy. Głos fałszywego minoshiro wwiercał się w nasze bębenki, niosąc się echem bezpośrednio w umysłach.
– Każdemu z cesarzy przyznawano pośmiertnie przydomek, odzwierciedlający czyny, których dokonał za życia. W niektórych przypadkach były to szydercze przezwiska nadawane przez lud. Wedle zachowanych zapisków, podczas koronacji piątego imperatora, Cesarza Rozkoszy, radość i aplauz publiki trwały przez trzy dni i trzy noce. Może to brzmieć na grubą przesadę, ale później odkryto prawdziwą istotę tamtego wydarzenia. Pierwsze sto osób, które przestało klaskać, stało się ofiarami. Zostali podpaleni, a ich zwęglone ciała przekształcono w posągi zdobiące pałacowe korytarze. Od tego momentu Cesarz Rozkoszy był nazywany Cesarzem Wiecznych Wrzasków – kontynuował spokojnie fałszywy minoshiro.
– Trzynasta z władców, cesarzowa Airin, była zwana Królową Smutku. Każdego poranka z radością przyglądała się publicznym egzekucjom ludzi, którzy choćby troszeczkę ją zdenerwowali. Wśród pałacowych robotników zwyczajem stało się powstrzymywanie się od jedzenia tylko po to, by nie zwymiotować ze zgrozy podczas egzekucji…
– Trzydziestego trzeciego imperatora, Cesarza Wspaniałomyślności, przez całe życie nazywano Królem Wilkiem, jednak ten przydomek zyskał z czasem negatywne zabarwienie. Stało się tak dlatego, że często dla kaprysu robił sobie wycieczki po mieście, zostawiając za sobą góry trupów, podobnie jak rozszalała bestia. Psychokinetyczny obraz Cesarza Wspaniałomyślności przedstawiał szczęki olbrzymiego potwora, wyrywające ludziom kończyny; mówiło się jednak, że niektóre z ciał noszą ślady zębów samego władcy…
– Syn Cesarza Wspaniałomyślności, trzydziesty czwarty imperator, Cesarz Nieskalanej Cnoty, został po swojej śmierci nazwany Królem Heretykiem. Gdy miał dwanaście lat, udusił swojego ojca i rzucił jego zwłoki na pożarcie psom. Był wielbiony przez lud, lecz szybko został ogarnięty paranoicznym strachem przed zostaniem zamordowanym, więc po kolei pozabijał wszystkich swoich młodszych braci i męską część kuzynostwa, pozwalając by karaluchy pożarły ich ciała. Pomimo tego, że nie było już zagrażających jego władzy użytkowników psychokinezy, na jego tron zaczęły czyhać inne niebezpieczeństwa. Zwykli obywatele rozpoczęli próby zamachu. Ostatecznie, Cesarza Nieskalanej Cnoty ogarnęła nienormalna obsesja karmienia dzikich zwierząt żywymi ludźmi…
– Sześćdziesiąta czarta władczyni, Cesarzowa Świętej Dobroci, otrzymała przydomek Sowiej Królowej jeszcze zanim wstąpiła na tron. Wierzyła we wszystkie dziwne kulty, a manifestacją jej psychokinezy była potworna sowa, pojawiająca się podczas pełni księżyca i porywająca młode dziewczyny w ciąży. Wyrywała ona z ich ciał płody, nabijała je na pal i składała w ofierze zdegenerowanym bożkom wspomnianych kultów…
Zadrżałam. Obraz, który sama wyobrażałam sobie, używając cantusu był bardzo podobny. Wyraźnie tworzyłam wizję olbrzymiej istoty lecącej przez nocne niebo.
– Stało się zwyczajem, że następca tronu zabijał swojego poprzednika, by zająć jego miejsce. Gdy osiągał on wiek młodzieńczy i budziła się jego psychokineza, życie cesarza stawało się płomykiem świecy na wietrze. Z tego powodu, książęta byli bacznie obserwowani pod kątem jakichkolwiek oznak buntu i bardzo częstą praktyką stało się ich prewencyjne zabijanie, bądź wykłuwanie oczu i wtrącanie do lochów. Siedemdziesiąty dziewiąty imperator, Cesarz Miłosiernego Światła zdał sobie sprawę, że może korzystać z psychokinezy, gdy miał dziewięć lat. O świcie zakradł się do pałacu i ukrył we wnęce za jedną z ustawionych w rzędzie, stojących w sali tronowej waz. Miał stamtąd doskonały widok na tron. W chwili, gdy jego ojciec, Cesarz Szczerości, na nim usiadł, zatrzymał pracę jego serca. Następnie, wykorzystując psychokinezę udał, że cesarz nadal żyje i skręcił karki wszystkim jego doradcom i pomocnikom, a później umieścił ich ciała w stojących wzdłuż korytarza wazach. Życie straciło ponad dwanaście osób, lecz dla Cesarza Miłosiernego Światła, który dał się poznać jako najpotworniejszy morderca Świętego Cesarstwa Kwitnącej Wiśni, to była zaledwie rozgrzewka. Zabijanie było dla niego równie naturalne jak oddychanie. Niektórzy mówili nawet, że gdy zabijał swoich służących i obywateli, w połowie przypadków nie był nawet świadomy swoich czynów. Podczas jego panowania, populacja cesarstwa zmalała o połowę, na ulicach zalegały stosy ciał, niebo zasnuwały chmary much, a zapach rozkładu niósł się na dziesiątki kilometrów. Dziś zapomniano już o przydomku Cesarza Miłosiernego Światła i w pamięci zostaje jedynie inne imię – Króla Rzezi.1 O tym, jak bardzo nieludzka była jego osobowość świadczyć może…
– Skończ! Mówiłem już, żebyś przestał! – wrzasnął Satoru. – W jakim celu każesz nam tego słuchać? Z tego co wiemy, to wszystko może być zmyślone. Shun, daruj już sobie! To doprowadzi nas do szaleństwa.
– Też nie czerpię przyjemności ze słuchania tych słów. – Shun oblizał usta, z których odpłynęła cała krew, i spojrzał na fałszywego minoshiro. – Jak powstało nasze społeczeństwo? To wszystko, co chcę wiedzieć. Oszczędź mi zbędnych szczegółów. Powiedz po prostu, w jaki sposób powołano do życia naszą społeczność.
– Pięćsetletni okres Ciemnych Wieków zakończył się wraz z upadkiem niewolniczych imperiów. Długotrwałe odseparowanie od kontynentu i wzajemne eliminowanie się kolejnych pokoleń sprawiło, że na wyspach Japonii doszczętnie wyginęły wszystkie linie rodowe posiadające zdolności psychokinetyczne. Imperia podzieliły się i zaczęły toczyć między sobą wojny. Żyjące w dziczy plemiona myśliwych rozpoczęły konspiracyjne ataki na niechronione już wioski, które z kolei zawiązywały między sobą sojusze, sprawiając jedynie, że walki przybierały na sile. W ciągu następnych, naznaczonych wojną dekad, ci którzy zostali zabici przez psychokinetyków, urośli do rangi męczenników. Naukowcy, którzy dotychczas jedynie biernie obserwowali bieg wydarzeń, wyszli z ukrycia, by wprowadzić porządek.
Więc to byli oni. Poczułam jak ciepłe uczucie ulgi rozlewa się po moich piersiach. Krew cesarzy nie płynie w naszych żyłach, tak samo jak krew bandytów. Jesteśmy potomkami tych, którzy zawsze stali na straży logiki i rozsądku.
– Ale w jaki sposób ich społeczeństwo stało się tym, które istnieje obecnie? Zwykli obywatele imperiów niewolniczych oraz myśliwi-zbieracze nie posiadali cantusu… psychokinezy, prawda? Co się z nimi stało? – Shun wyrzucił z siebie serię pytań.
Wydawało mi się, że fałszywy minoshiro oczekiwał, że zostanie o to zapytany.
– Istnieje niewiele wiarygodnych źródeł z kilku ostatnich wieków. Obawiam się, że nie potrafię ci odpowiedzieć. – odparł.
– Dlaczego? Przecież naukowcy musieli prowadzić zapiski, prawda? – zagryzła usta Maria.
– Robili to podczas Ciemnych Wieków. W celu wprowadzenia kontroli i stworzenia nowego społeczeństwa przyjęto jednak inną strategię. Skoro cała wiedza jest jak obusieczny miecz, postanowiono kontrolować przepływ wszelkich informacji tak ściśle, jak to możliwe. Na nieszczęście, oznaczało to spalenie wielu ksiąg. Filia Tsukuby Biblioteki Zgromadzenia Narodowego, czyli ściślej mówiąc – ja, po przeanalizowaniu sytuacji i zadecydowaniu, że grozi mi niebezpieczeństwo, postanowiłam na pewien czas wraz z licznymi kopiami zapasowymi ukryć się na górze Tsukuba.
Najwyraźniej według definicji fałszywego minoshiro, „pewien czas” oznaczał kilkaset lat.
– Zewnętrzna powłoka biblioteki od tamtej chwili zaczęła się zmieniać i wytworzyła czułki, imitując minoshiro. Nawet w przypadku napotkania człowieka posiadającego cantus mogę uciec, używając jednej z moich dodatkowych zdolności – hipnozy świetlnej.
– Nie o to pytam! – prychnął Shun. – W jaki sposób ich społeczeństwo stało się naszym społeczeństwem? Nie, może nie musiało się nim stawać… To naukowcy stworzyli dzisiejszą społeczność, racja? Jeśli byli naszymi przodkami, to musieli posiadać cantus, lecz w przeciwieństwie do cesarzy i bandytów nie używali go nigdy do walki. Dlaczego tak było?
Uświadomiłam sobie, że to nie jest takie oczywiste. Jeżeli nasz świat rzeczywiście był taki, jak w opowieściach o Szeherezadzie, oznaczało to, że historia ludzkości jest niewiarygodnie krwawa. Innymi słowy, jeśli stworzenie zwane człowiekiem było z natury tak brutalne i krwiożercze, że nawet kraby tygrysie w porównaniu z nim pod tym względem wypadały blado, to jak to możliwe, ze nasze obecne społeczeństwo jest takie pokojowe?
– Zdawali sobie sprawę z nieograniczonego potencjału i niszczycielskiej siły psychokinezy, więc największym problemem, z jakim borykali się u schyłku poprzedniej cywilizacji było to, w jaki sposób uchronić kogoś przed wyrządzaniem krzywd. W tym celu psychologowie, socjologowie, biolodzy i inni naukowcy prowadzili przeróżne badania, nie ma jednak informacji dotyczących strategii, którą ostatecznie zdecydowali się przyjąć.
– Znasz jakieś pomysły, na które wpadli? – spytałam.
– Jedną z pierwszych propozycji było skupienie się na znaczeniu edukacji. Wczesne nauczanie o wrażliwości, logice i moralności udzielane przez rodziców, żarliwe głoszenie wiary; każdy aspekt edukacji był jasno zaplanowany. W rezultacie okazało się, że choć miało to krytyczne znaczenie, nie było wystarczające. Niezależnie od tego, jak perfekcyjny by nie był system nauczania, brutalne skłonności rasy ludzkiej nie mogły zostać całkowicie stłumione.
Mimo tego, że była to tylko zebrana treść kilku książek, fałszywy minoshiro mówił tak płynnie, jakby wyrażał własne przekonania.
– Kolejną z sugestii było podejście psychologiczne. Badano także działanie ćwiczących umysł technik radzenia sobie z gniewem, takich jak zen, joga czy medytacja transcendentalna w połączeniu z bardziej drastycznymi środkami, jak leki psychotropowe. Obydwie metody były skuteczne, ale od razu stało się jasne że żadna z nich nie jest idealna. Jednakże, testy psychologiczne i behawioralne z prawie stuprocentową dokładnością pozwalały na odsiewanie dzieci mogących wyrządzić potencjalne szkody. Następnym krokiem było więc w prowadzenie w życie tak zwanej Teorii Zgniłego Jabłka. Zwyczajową praktyką stało się eliminowanie dzieci, wykazujących jakiekolwiek ostrzegawcze oznaki.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegły mi ciarki. Nie chciałam myśleć o tym, co przyszło mi do głowy, ale mimowolnie to zrobiłam.
Czy to możliwe, że tą regułę stosuje się do dnia dzisiejszego? W Szkole Harmonii, w Akademii Mędrców…
– Nawet to nie wystarczyło jednak, by uniknąć wszystkich niebezpieczeństw. Nawet zwykli, serdeczni i przyjaźni ludzie, żyjący pełnią życia, mogli zatracić się w przypływie gniewu. Badania wykazały, że dziewięćdziesiąt procent doświadczanego przez ludzi stresu wywołane jest przez innego człowieka. Jak można utrzymać bezpieczeństwo społeczeństwa, jeżeli każdy z jego członków podczas trwającego ułamek sekundy przypływu silnego gniewu, jest w stanie z łatwością urwać głowę stojącej przed nim osobie?
Przemówienie fałszywego minoshiro urzekło nas tak doszczętnie, że nie mogliśmy odtrącić jego słów. Gdy teraz o tym pomyślę, ta zdolność mogła być kolejną z jego wielu funkcji obronnych.
– Kiedy wyczerpano możliwości metod psychologicznych, zastąpiono je lekami, zaprojektowanymi do regulowania równowagi hormonalnej w mózgu. Szybko ujawniły się ograniczenia tej metody, ponieważ utrzymywanie ludzi na lekach przez całe życie było niemożliwe. Dziedziną nauki, która przejęła pałeczkę była etologia. Skupiono się na społecznościach małp naczelnych, zwanych bonobo. Nazywano je też czasami szympansami karłowatymi, lecz podczas gdy zwykłe szympansy znane są z prowadzenia brutalnych walk, nieraz na śmierć i życie, w grupach bonobo praktycznie nie spotyka się incydentów agresji.
– Czemu? – zapytałam.
– Kiedy wśród członków stada narasta gniew i niepokój, dają mu upust poprzez intymne zachowania seksualne. Dorosłe samce i samice odbywają stosunki, ale nawet niedojrzale osobniki i pary jednopłciowe pocierają wzajemnie swoje genitalia w akcie seksualnej zabawy. Prymatolodzy i socjolodzy uznali, że najwyższą koniecznością jest przekształcenie dotychczasowej, brutalnej zbiorowości w społeczeństwo oparte na miłości, jak u bonobo.
– Jak tego dokonali?
– Podręcznik „Ku Społeczeństwu Miłości” wylicza trzy kroki. Pierwszym z nich był częsty kontakt fizyczny, taki jak trzymanie się za ręce, przytulanie czy całusy w policzek. Drugi etap zakładał zachęcanie do takich kontaktów, zarówno z płcią przeciwną, jak i w obrębie własnej płci, począwszy od dzieciństwa, aż do późnej starości. Chciano w ten sposób wytworzyć nawyk rozpraszania napięć międzyludzkich poprzez seksualne zabawy i przeżywanie orgazmów. Trzecim krokiem było zachęcenie dorosłych ludzi do praktykowania między sobą swobodnego seksu. Oczywiście, konieczne było stosowanie wygodnych i skutecznych środków antykoncepcyjnych.
Spojrzeliśmy na siebie wzajemnie.
– Więc ludzie kiedyś tacy nie byli? – zapytała Maria z niepokojem, marszcząc brwi.
– Nie mam danych na temat obecnie żyjącego społeczeństwa, więc trudno jest mi dokonać porównania, ale w starożytnych cywilizacjach występowały różne zakazy i ograniczenia dotyczące kontaktów fizycznych. W wielu miejscach związki homoseksualne były nielegalne i karane. To samo dotyczyło swobodnego seksu.
Dla nas kontakt fizyczny był codziennością, czymś doskonale zwyczajnym. Dziewczęta z chłopcami, dziewczęta z dziewczętami, chłopcy z chłopcami, dorośli z dorosłymi, dzieci z dziećmi i dorośli z dziećmi. Zasadniczo, intymny kontakt między ludźmi był czymś dobrym. Jedynym wyjątkiem od tej reguły były zachowania, mogące prowadzić do ciąży; po spełnieniu pewnych warunków można było uzyskać na nie odpowiednie pozwolenie od Komisji Etyki.
– Jednak również to okazało się niewystarczające. Komputerowe symulacje przewidywały, że społeczność upadnie w przeciągu dziesięciu lat, nawet jeśli wszystkie podjęte środki zadziałają perfekcyjnie. Powód takiego stanu rzeczy był zupełnie jasny. Wszyscy członkowie psychokinetycznego społeczeństwa byli w posiadaniu odpowiednika przycisku, wystrzeliwującego bombę atomową. Wystarczyłoby, żeby choć jedna osoba utraciła kontrolę, by doprowadzić do zniszczenia całej infrastruktury.
Tak jak wcześniej, byłam w stanie zrozumieć mniej więcej połowę z tego, co mówił fałszywy minoshiro. Niezależnie od tego, odczuwałam ciężar jego słów.
– Ludzkie zachowanie można kontrolować poprzez edukację, psychologię i eugenikę. A ponieważ ludzie również są gatunkiem naczelnych, także etologia może być wykorzystana do stworzenia bezpieczniejszego środowiska. Jednakże, by ta tama zwana społeczeństwem mogła ocaleć, nie można dopuścić do pojawienia się w jej ścianie nawet pojedynczej rysy. Ostateczne rozwiązanie oparło się na pomyśle, że człowiek nie jest niczym więcej, jak społecznym ssakiem, i tak też musi być traktowany.
Co za ironia. Kiedy człowiek w końcu otrzymał moc równą boskiej, okazało się, że jej posiadanie daleko wykracza poza jego możliwości. Żeby móc kontrolować taką potęgę, ludzkość musiała zostać zdegradowana do rangi małp, a później sprowadzona jeszcze niżej, do poziomu zwykłych ssaków socjalnych.
– Etolog o imieniu Konrad Lorenz, żyjący u szczytu starej cywilizacji stwierdził, że silne zwierzęta, takie jak wilki czy kruki, jak również zwierzęta socjalne, posiadają wrodzony mechanizm, zmuszający je do unikania konfliktów z przedstawicielami własnego gatunku. Nazwano to kontrolą ataku. Z drugiej strony, słabsze fizycznie zwierzęta, jak ludzie i szczury, nie podlegają takiej kontroli i mają tendencję do walczenia między sobą, co kończy się brutalną rzezią. Skoro psychokinetycy mieli żyć obok siebie w społeczności, niezbędny był potężny ogranicznik przemocy.
– Ale jak to zrobili? – wyszeptał Shun, jakby mówił do siebie.
– Jedyną skuteczną metodą była modyfikacja ludzkiego genomu. Z rozkodowanego wilczego DNA wyizolowano gen odpowiedzialny za kontrolę agresji. Samo to jednak nie wystarczyło. Potrzebne było jeszcze coś, co upośledzi samą zdolność ataku.
– Więc, ujmując to inaczej, mówisz, że ludzkie zdolności kontroli agresji nie pochodzą od wilka, ale z jakiegoś innego, niezwykle potężnego źródła?
– Nie ma wiarygodnych danych, które dowodziłyby, że ludzkie geny zostały zmodyfikowane do tego stopnia, więc można tylko snuć domysły. Jednakże, do kodu genetycznego dodano dwa mechanizmy. Pierwszy z nich to zwykły mechanizm kontroli ataku, taki sam, jak u wilków. Drugim jest coś, co nazwano śmiertelnym sprzężeniem zwrotnym.
Prąd przebiegł mi po ciele. Śmiertelne sprzężenie zwrotne było czymś, o czym wielokrotnie mówiono nam już w Szkole Harmonii i co było zakorzenione głęboko w naszej świadomości. To najpodlejsza, najbardziej haniebna śmierć, jaka może spotkać człowieka.
– Na początku wymyślono coś, co nazwano sprzężeniem zwrotnym sumienia. Mechanizm ten miał zaburzać koncentrację osoby, próbującej zaatakować innego człowieka psychokinezą i stanowić uzupełnienie kontroli ataku. Nie udało się jednak osiągnąć powtarzalnych efektów mechanizmu, więc był on nieskuteczny w codziennym życiu. Zamieniono go więc na proste, ale skuteczne śmiertelne sprzężenie zwrotne. Sposób jego działania jest następujący: Kiedy umysł człowieka rozpoznaje zamiar skrzywdzenia innej osoby, podświadomie aktywuje się psychokineza, która zatrzymuje funkcję nerek i przytarczyc. Skutkuje to takimi objawami jak dyskomfort, kołatanie serca i pocenie się. Efekty te można dodatkowo nasilić poprzez edukację, warunkowanie i hipnozę. W tym momencie większość ludzi powstrzymuje się od ataku, ale jeśli mimo to agresja jest kontynuowana, człowiek ponosi śmierć w wyniku tężcowego skurczu mięśni oddechowych, spowodowanego niskim poziomem wapnia we krwi, bądź w efekcie nagłego zatrzymania krążenia, wywołanego gwałtownym wzrostem stężenia potasu.
– To… To niemożliwe – wydusił Satoru.
Jeśli to wszystko było prawdą, to w co my właściwie wierzyliśmy przez te wszystkie lata? Zawsze uczono nas, że nam, ludziom, została podarowana boska moc jako dowód uznania dla naszych cnót. W rzeczywistości, bez stale utrzymującej nas w ryzach groźby śmierci, walczylibyśmy między sobą aż do kompletnego unicestwienia naszego gatunku. Czy to nie znaczy, że jesteśmy znacznie bardziej prymitywnymi zwierzętami niż wilki i kruki?
– Kłamiesz! To wszystko gówno prawda! – wysyczała Maria przez zaciśnięte zęby.
– Ale to ma sens – powiedział Shun niskim tonem.
– Więc mu wierzysz?
Zamiast mi odpowiedzieć, Shun zadał fałszywemu minoshiro pytanie.
– Czy… Czy Bestie pojawiły się właśnie wtedy?
Zmarszczyłam czoło. To od tego rozpoczęła się cała rozmowa, ale co miały wspólnego Bestie z tym, co przed chwilą usłyszeliśmy od fałszywego minoshiro?
– Nie. Bestie, czyli osoby chore na zespół Ramana-Klogiusa, istniały już przed upadkiem dawnej cywilizacji. Uważa się, że również karmiczne demony, czyli przypadki zespołu Hashimoto-Appelbauma pojawiły się w tamtym okresie. Podczas wojennego chaosu oraz w epoce Ciemnych Wieków ich istnienie nie było jednak obiektem szczególnego zainteresowania.
Nie rozumiałam wtedy do końca, co ma na myśli fałszywy minoshiro. Gdy teraz sięgam pamięcią do tamtej rozmowy, Bestie i karmiczne demony mogły doskonale maskować swoją obecność w świecie pełnym przemocy, w którym śmierć i rozlew krwi były codziennością.
– Więc twierdzisz, że zaczęliśmy zauważać ich istnienie dopiero, gdy stworzono nasze społeczeństwo? Ale czy to nie jest tak, że struktura naszej społeczności została celowo zaprojektowana w taki sposób, by przede wszystkim zapobiegać ich pojawianiu się? – zapytał ostro Shun.
– Nie posiadam informacji o teraźniejszym społeczeństwie, więc nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie.
– Ale odnosząc się do tego, co mówiłeś wcześniej o śmiertelnym sprzężeniu zwrotnym, dlaczego Bestie…
– P-poczekaj sekundę – przerwał mu Satoru poddenerwowanym tonem. – Shun, może ty rozumiesz, o czym mowa, ale my nie nadążamy. Bestie, to coś-tam-Klogiusa, czym one dokładnie są? I czym się różnią od karmicznych demonów?
– Zespół Ramana-Klogiusa to inna nazwa na…
Wszyscy słuchaliśmy w skupieniu, lecz nigdy nie było nam dane usłyszeć pozostałej części zdania.
Fałszywy minoshiro i ściskający go krab tygrysi nagle stanęli w gorących, białych płomieniach.
Instynktownie odskoczyliśmy, patrząc w oszołomieniu na to, co się dzieje. Krab wypuścił minoshiro i próbował ratować się ucieczką. Dziko machając szczypcami, przyciągnął ciało do ziemi, ale nie był w stanie ugasić ognia. Wydał z siebie pisk, przetoczył się na plecy i znieruchomiał.
Fałszywy minoshiro zwijał się w przód i w tył. Jego ciało wydzielało ogromne ilości gęstej, pienistej cieczy. Wyglądało jednak na to, że płomienie pochodzą z samych piekielnych czeluści i nie da się ich zdławić. Gumowata skóra stopiła się z gorąca i szybko uległa zwęgleniu.
Wtedy coś dziwnego pojawiło się nad płonącym ciałem fałszywego minoshiro.
To była matka, trzymająca niemowlę. Obraz był trójwymiarowy. Patrzyła na nas błagalnie pełnymi łez oczyma. Oddychanie stało się bolesne, a nasze ciała zamarły w bezruchu.
Co zdumiewające, z chwilą pojawienia się obrazu kobiety, płomienie zniknęły. Wyglądało jednak na to, że minoshiro zbyt późno zagrał swoją atutową kartę. Obraz zaczęły zniekształcać dziwne, migoczące linie, a całość pociemniała i ostatecznie nagle zniknęła.
Chwilę później, również fałszywy minoshiro przestał się poruszać. Z jego poczerniałego ciała unosił się drażniący, biały dym.
– Kto…? – spytał ochryple Satoru, rozglądając się po nas.
– Kto co? – zapytała beznamiętnie Maria.
– Widzieliście to, nie? Sposób, w jaki płonął ten ogień był niewiarygodny. Musiał być stworzony przez cantus, tak mi się wydaje. Ale kto to zrobił?
Wszyscy podskoczyliśmy, słysząc dobiegającą zza pleców odpowiedź.
– Ja.
To był ktoś odziany w kapłańskie szaty. Był zdumiewająco wysoki, miał przenikliwe, jastrzębie oczy. Jego głowa wyglądała na świeżo ogoloną, a czoło było usiane kroplami potu.
– To był demon, którego słowa mamią umysł i zniewalają duszę. Musiał zostać spalony, gdy tylko się ujawnił. Co, u licha, wy tu właściwie robicie?
– Płynęliśmy… – Satoru próbował odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów.
– Płynęliśmy w górę rzeki Tone, w ramach letniego obozu – dokończyła za niego Maria.
– Czy szkoła wyraziła zgodę na to, byście tak bardzo się oddalili? – Kapłan skrzyżował ramiona, co nadało mu chwilowo bardziej ponury wygląd.
Nie odważyliśmy się na więcej kłamstw.
– Przepraszamy. Nie mieliśmy zgody. Nie zamierzaliśmy płynąć tak daleko – powiedział Shun z szacunkiem.
– Rozumiem. Nie zamierzaliście? Więc dla zabawy uwiązaliście kilka krabów, przypadkowo schwytaliście tego demona i zupełnie niezamierzenie wypytywaliście go o Bestie?
Żadne z nas nie odezwało się nawet słowem. Nie było możliwości wytłumaczenia się z tej sytuacji.
– Jestem Rijin, emerytowany mnich, służący w Świątyni Czystości. Dobrze wiem kim jest każde z was.
Emerytowany mnich zajmował najwyższe stanowisko w świątynnej sekcji edukacji. Nagle sobie przypomniałam. Jako zastępca Naczelnego Mnicha Mushina stał tuż za nim podczas ceremonii przejścia w dorosłość.
– Pójdziecie teraz ze mną do świątyni. Nie pozwolę wam wrócić do wioski, dopóki Naczelny Mnich Mushin nie dowie się, co tu miało miejsce.
– Poczekaj chwilę. Zanim pójdziemy, odpowiedz mi na jedno pytanie – powiedział Shun, wskazując na szczątki fałszywego minoshiro. – Czy wszystko, co powiedział było kłamstwem?
Nasze serca boleśnie łomotały w piersiach, gdy tego słuchaliśmy. Pomyślałam, że nie powinien o to pytać. Tak jak się spodziewałam, Rijin spojrzał na nas z dziwnym błyskiem w oczach.
– Wierzysz mu?
– Sam nie wiem. To bardzo się różniło od wiedzy przekazywanej nam w szkołach. Ale to co mówił, było bardzo spójne.
Słowa Shuna wyraziły odczucia nas wszystkich. W sytuacjach takich, jak ta, szczerość mogła jednak okazać się nienajlepszym posunięciem.
– Złamaliście zasady, przychodząc do miejsca dla was nieprzeznaczonego. Co więcej, zwiodły was słowa demona. To samo w sobie jest śmiertelnym grzechem, ale prawdziwy problem jest znacznie poważniejszy. – Głos Rijina był tak zimny, że zmroził nam krew w żyłach. – Pogwałciliście najbardziej fundamentalną regułę Kodeksu Etyki, ostatnie z Dziesięciu Wskazań: „Nie bezcześć Trzech Klejnotów”. Uwierzyliście w słowa demona i poddaliście w wątpliwość nauczanie Buddy. Z tego powodu muszę natychmiast zapieczętować wasz cantus.
Rijin sięgnął do swych szat i wyciągnął plik kartek. Dwukrotnie złożonych półarkuszy z których uformowano kształt człowieka. Położył przed nami pięć z nich.
Głowa i tors kukiełki były pokryte dziwnymi symbolami, wyglądającymi na sanskryt. Przypomniałam sobie ceremonię w Świątyni Czystości, podczas której Naczelny Mnich Mushin tymczasowo zapieczętował moją moc.
Nie – pomyślałam. Nie chcę stracić cantusu. Nie chcę znowu czuć tej bezradności, która towarzyszyła mi dopóki nie ukończyłam Szkoły Harmonii.
W sytuacji, w której się znajdowałam, nie mogłam nawet myśleć o nieposłuszeństwie.
– Zamknę teraz wasz cantus w tych oto figurkach – ogłosił Rijin. – Zmuście je, by powstały.
Sprawiłam, że człowieczek stanął przede mną. Oczy wypełniły mi się nagle łzami, które zaczęły spływać po policzkach.
– Shun Aonuma! Maria Akizuki! Satoru Asahina! Mamoru Itou! Saki Watanabe! – Głos Rijina niósł się echem wśród okolicznych drzew. – Wasz cantus został tu zapieczętowany!
Cała chmara igieł, niczym rój karmazynowych os, wyfrunęła z jego dłoni i przebiła czoła, piersi i kończyny kukiełek.
– Niech wasze umysły zostaną uzdrowione… Pozwólcie spłonąć waszym żądzom… A ich popioły niechaj powrócą do przepastnej, dzikiej ziemi – zaintonował nisko Rijin, podczas gdy figurki zostały pochłonięte przez eksplozję płomieni.
To wszystko było farsą, niczym więcej, jak zwykłą sugestią hipnotyczną. Nie powinno było sprawić, że utracę możliwość korzystania z cantusu. Zadziałało tylko dlatego, że byłam jeszcze młoda i nie uczyniłam własnej mocy w pełni moją. Teraz mój cantus należy tylko i wyłącznie do mnie. Nikt nie może mi go odebrać.
W taki właśnie sposób próbowałam przekonywać się, że tak jest w istocie. Rijin jednak nie dokończył jeszcze rytuału zapieczętowania.
– Pamiętajcie, wyrzekliście się swojej mocy w obliczu Buddy w Świątyni Czystości. Dzięki jego miłosierdziu otrzymaliście od Naczelnego Mnicha Mushina czystą mantrę, zostaliście natchnieni nowym duchem i przywrócono wam wasz cantus. – Głos Rijina przybrał złowieszczą barwę. – Lecz wy, którzy porzuciliście ścieżkę Buddy, sprawiliście, że wasze dusze uleciały, a mantry zniknęły. Niech te słowa dotrą do głębi waszych serc. Nigdy już nie przypomnicie sobie swoich mantr.
Wykorzystał w ten sposób coś w rodzaju głęboko zakotwiczonej w naszej podświadomości linki. Wystarczyło jedynie, że za nią pociągnął, byśmy ulegli jego sugestiom, i by mógł kontrolować nasze umysły wedle własnej woli.
Wówczas jednak zadziałało to perfekcyjnie. Mantra, którą zwykle nosiliśmy wyrytą w sercach, wyparowała bez śladu.
Spojrzałam na przyjaciół, poszukując choćby promyka nadziei, ale na wszystkich twarzach gościł ten sam wyraz. Wyglądający, jakby miał się zaraz rozpłakać Satoru cały czas kręcił głową.
– Ruszajmy więc – powiedział Rijin, rzucając nam pogardliwe spojrzenie. – Nie ociągajcie się. Musimy dotrzeć do świątyni przed zmierzchem.

1 Oryginalne imię tłumaczy się raczej jako „Król Stosów Ciał i Rzek Krwi”, ale wzorując się na przekładzie na angielski, uznałem, że jest trochę za długie

poproz2  nasroz2       

Dodaj komentarz